niedziela, 10 stycznia 2016

Kolejny rok, kolejna mocno subiektywna piętnastka najlepszych filmów 2015 roku. Przy tworzeniu rankingu brałam pod uwagę daty polskich premier. Zapraszam do zapoznania się z najważniejszymi produkcjami ubiegłego roku! :)


15. Kung Fury (reż. David Sandberg) - Ranking otwiera film krótkometrażowy, o którym mówili w zeszłym roku wszyscy. Inspiracja latami '80, hakowanie czasu, starcie z Hitlerem i wikingami oraz inne wypadki, które zdarzają się  bohaterowi to tylko część przedstawionego kiczu. Zrobione z taką miłością do starych konwencji, że nie można się oprzeć temu urokowi. Współczesny hołd zakurzonych staroci w najzabawniejszym wydaniu.










14. W głowie się nie mieści (reż. Pete Docter) - Wyjątkowa animacja, która podbiła zarówno małe, jak i duże serca. Z jednej strony urocza bajka z morałem, z drugiej strony proste odzwierciedlenie działań naszego umysłu. Zrealizowana z taką dokładnością, że nada się nawet jako podstawowy podręcznik przyszłego psychologa.












13. Marsjanin (reż. Ridley Scott) - Chyba nie doceniłam zapowiedzi tego filmu przez mały zawód zeszłorocznym "Interstellarem". Okazało się, że mimo podeszłego wieku Ridley Scott potrafi stworzyć bardzo lekki film z mocną dawką wątków komediowych. Pod tą osłoną "Marsjanin" trzyma jednak wciąż formę dramatu. Nie nudzi ani przez chwilę.












12. Body/Ciało (reż. Małgorzata Szumowska) - Szumowska to od kilku lat gorące nazwisko na mojej liście ulubionych polskich twórców. Tym razem z wielką dojrzałością i faktycznym dopełnieniem swojej historii stworzyła film, który zachwycił Berlinale. Może Szumowska nie operuje już tymi samymi emocjami co wcześniej, ale lekkość i humor wzajemnie z siebie wynikające to coś, co stworzyło dla Szumowskiej nowy znak rozpoznawczy.










11. Kurt Cobain: Montage of Heck (reż. Brett Morgen) - Wbrew wielkim pochwałom dla "Amy", w moim rankingu zwyciężył głośny za oceanem dokument o Kurcie Cobainie. Poza domowymi materiałami wideo m.in. z Courtney Love, przeprowadzonymi specjalnie na potrzeby filmu wywiadami, znajdziemy także dzienniki Kurta, które Brett Morgen przeniósł na ekran bardzo pomysłowo. Film nie tylko dla fanów, ale także dla tych, którzy chcą zrozumieć fenomen Kurta i jego psychiki. Przerażenie i gęsia skórka gwarantowane.










10. Kingsman: Tajne służby (reż. Matthew Vaughn) - Po znakomitych "X-Menach: Pierwszej klasie" Vaughn stworzył film o bardziej ludzkim superbohaterze. Tym razem mamy do czynienia z wysublimowaną parodią Bonda w świetnych ujęciach filmowaną. Scena w kościele pozostanie dla tego filmu już na zawsze kultowa.













9. W piwnicy (reż. Ulrich Seidl) - Nazwisko Seidla na pewno nie wróży nic przyjemnego dla psychiki widza, ale mimo to warto zaryzykować i wyjść ze swojej strefy komfortu. Pomysłowość i techniczne uporządkowanie filmu przez linearne kadrowanie to ważne aspekty tego filmu. Najważniejszy z nich to jednak nawiązywanie kontaktu z widzem międzynarodowym.











8. Makbet (reż. Justin Kurzel) - To moja zeszłoroczna perełka w próbie naśladownictwa teatru na ekranie, głównie ze względu na aktorstwo i język dialogów. "Makbet" to także oszałamiające krajobrazy, zabawa z kolorystyką i sposobami kręcenia. Prawdziwa uczta dla oczu, która niespodziewanie zachwyciła mnie w tym roku.











7. Slow West (reż. John Maclean) - Żaden z filmów obecnych w tym rankingu nie dostarczył mi tylu pozytywnych wrażeń podczas seansu. Pomimo prostoty tej historii i celowego użycia schematu, Fassbender na Dzikim Zachodzie, groteskowe elementy i faktyczne slow tempo toczenia się tej historii zostają w głowie na długo. Tak dobrze skomponowanego, słodko-gorzkiego kina potrzeba mi więcej.











6. Dzikie historie (reż. Damian Szifron) - W ubiegłym roku zabrakło Almodóvara w reżyserskim wydaniu, ale pojawił się jako producent przy filmie Szifrona. "Dzikie historie" to film, który jest inspiracją hiszpańskim mistrzem w zabawie konwencjami, tym razem pod postacią krótkich etiud. Czynnikami łączącymi owe historie są narastająca irytacja i gniew, którym twórca poświęca swoją filmową opowieść. Zamiast hamować reakcje swoich bohaterów, reżyser otwiera dla nich cały swój film.









5. Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy (reż. J.J. Abrams) - Najważniejsza premiera 2015, na którą wyczekiwali z wielkim strachem fani serii. Okazało się, że J.J. Abrams to facet, który dał widzom to, czego chcieli: inspirację starymi, najlepszymi częściami Star Wars i jednoczesnym wprowadzeniu nowej jakości. No i do tego uroczego BB-8, który podbił serca widzów.











4. Ex Machina (reż. Alex Garland) - Trochę z samotnej opowieści Jonze'a i obawy przed sztuczną inteligencją Kubricka, no i w końcu z dużym naciskiem na science w gatunku sci-fi. Znakomita, klaustrofobiczna atmosfera utrzymana w delikatnych lub neonowych barwach. Gdybyście zapomnieli za co kochamy science-fiction to Alex Garland chętnie wam o tym przypomni.











3. Birdman (reż. Alejandro González Iñárritu) - Trzecie miejsce na podium zajmuje Iñárritu, który zostawił swoje dotychczasowe, poruszające opowieści i uderzył bez skrupułów w świat Hollywood. Przywrócenie na piedestał Michaela Keatona i danie mu szansy na odegranie się za widmo Batmana, genialne postaci na drugim planie oraz krytyka współczesnego show-biznesu, to tylko niektóre z zalet tego filmu. Najważniejszym pozostaje genialny montaż, który tworzy wrażenie filmu kręconego w jednym ujęciu. Cieszy mnie fakt, że "Birdman" dostał najważniejszą statuetkę zeszłorocznych Oscarów.








2. Whiplash (reż. Damien Chazelle) - Niezwykła kameralność i duet, który hipnotyzuje: sadystyczny J.K. Simmons jako nauczyciel i młody, ambitny perkusista (Miles Teller) w szkole jazzowej. Tak pochłaniającej relacji opartej o wzajemną rywalizację nie było mi dane obejrzeć w żadnym innym zeszłorocznym filmie. Przyciąga i odstrasza, boli i zachwyca, siedzi w głowie. "Whiplash" przypomina dlaczego kochamy magię kina i dlaczego jest ona tak wartościowa.











1. Mad Max: Na drodze gniewu (reż. George Miller) - 2014 należał do pięknego dramatu Sorrentino, w 2015 miejsce pierwsze zajmuje film, który kopie jak wódka z redbullem. Ilość wrażeń z przedstawionego pościgu i celowa rezygnacja z dialogów oraz fabuły to zagranie tak ryzykowne, że tylko prawdziwy szaleniec mógłby pokusić się o coś takiego. Miller poza nakręceniem tempa akcji do maksimum, doskonałymi zdjęciami, poszarpanym steampunkiem, ma ogromny szacunek do widza przez rezygnację z greenboxa. No i na sam koniec największa heroina zeszłego roku, czyli niesamowita Charlize Theron. "Mad Max" zabierze Was w podróż bez trzymanki przez cały ubiegły rok, a ja mogę tylko w otoczeniu Coma the Doof Warrior i bębniarzy krzyczeć "What a movie, what a lovely movie!".

0 komentarze :

Prześlij komentarz