wtorek, 8 grudnia 2015

Reżyseria: Justin Kurzel
Scenariusz: Jacob Koskoff, Todd Louiso, Michael Lesslie
Produkcja: Francja, USA, Wielka Brytania (2015)
Czas trwania: 113 min (1 h 53 min)
Gatunek: dramat

Michael Fassbender - Makbet
Marion Cottilard - Lady Makbet
Paddy Considine - Banko
Sean Harris - Makduf
Jack Reynor - Malcolm


Dzieła Williama Szekspira zyskały miano najczęściej adaptowanych utworów literackich wszech czasów, a pojawiają się one zarówno na małym, jak i dużym ekranie. Choć dominują filmy luźno inspirowane historiami wykreowanymi przez renesansowego pisarza (najważniejszy: "Romeo i Julia" 1996), to w kinie rzadko zdarza się utrzymywać wierność klasycznemu spojrzeniu. "Makbet" Justina Kurzela należy zdecydowanie do tej drugiej grupy. Reżyser opiera swoje dzieło bardzo mocno o literacką formę i prawie nie wychodzi poza jej ramy. Choć wielu wskazuje to jako reżyserską bierność, to mam śmiałość twierdzić, że właśnie "Makbet" świetnie spisuje się jako wierna ekranizacja tragedii. Poza dopisaniem epizodycznego motywu utraty dziecka na początku filmu oraz rezygnacją z offscreenowania tematu wojny, Kurzel woli eksploatować tekst na bardzo wysokim poziomie i subtelnie zarysowywać motywacje swoich ekranowych bohaterów.

Opierając się o literacki pierwowzór trio scenarzystów nie tylko starało się zachować przyzwoitą dokładność, ale nie zapomniało o tak ekstrawaganckich dodatkach jak szekspirowski język, który ma zadanie wzbogacać filmową oprawę "Makbeta". Oprócz dopełniania klimatu, tworzy on niemal iluzję teatru w kinie. Tak rzadko można oglądać takie filmy bez zażenowania na ekranie, że "Makbet" to wyborny filmowy eksperyment w tej dziedzinie. Aurę niewymuszonej teatralności buduje także aktorski duet: filmowa osobowość listopada ("Steve Jobs", "Slow West'" i "Makbet"), czyli Michael Fassbender oraz Marion Contillard, która pomimo trudu odegrania postaci Lady Makbet, wybrała wyniosłą chłodność połączoną z lekką naiwnością i wykorzystaniem demonicznej części kobiecej natury. Film hipnotyzuje przede wszystkim spokojem i powolnym toczeniem się historii, ale nie udaje mu się uniknąć chwilowych i niepotrzebnych przestojów akcji.

"Makbet" oczarował mnie przede wszystkim niezwykłym klimatem, który oprócz wspomnianych wcześniej zalet, oferuje także fenomenalną podróż na techniczną stronę filmu. Chłodne kolory zapierających dech w piersiach szkockich krajobrazów wymieszane z brudem (w końcu!) i dosłowną brutalnością prowadzonych walk oraz padających ofiar, to hipnotyzujące dla wydarzeń na ekranie tło. Dodatkowy smaczek dla miłośników wyrazistości wizualnych środków, to podążająca za Makbetem kamera, która dzięki pomocy slow motion i dynamizacji powoduje skrajne doznania. Pojawiające się między nimi w pięknych kompozycjach kadru wiedźmy to zdecydowanie moje ulubiony momenty ekranowej historii "Makbeta". Ostatecznie jako wymagający, ulepiony z masy krytycznej widz i jednocześnie zwykły smakosz filmowych tytułów mogę oświadczyć, że obie strony mojej kinowej natury żyją od tego seansu w harmonii z zaspokojonym apetytem na dobry film.


0 komentarze :

Prześlij komentarz