Scenariusz: Damien Chazelle
Produkcja: USA (2014)
Czas trwania: 105 min (1 h 45 min)
Gatunek: dramat
Obsada:
Miles Teller - Andrew
J.K. Simmons - Fletcher
Gdyby Billy Elliot nieco podrósł, porzucił taniec i ulubione baletki, a jednocześnie zachował w sobie wytrwałość w dążeniu do celu i wielkie ambicje, to mógłby zostać bohaterem "Whiplash". Andrew jest bowiem perkusistą, który dąży do perfekcji w swoim życiowym hobby i za wszelką cenę pragnie zostać jednym z najwybitniejszych artystów muzyki jazzowej. "Whiplash" przybył do Polski po wygraniu nagrody głównej festiwalu Sundance, a wyśmienite recenzje zbiera na całym świecie już od prawie roku.
Już od pierwszych minut trwania seansu, "Whiplash" nie pozostawia złudzeń o optymistycznej, pełnej wzruszeń, hollywoodzkiej opowiastce oprawianej słodkimi dźwiękami. Szkoła muzyczna, do której uczęszcza Andrew uznawana jest za najlepszą, a w niej oficjalnie mówi się o tym, że droga do sukcesu usłana jest kolcami róż, potem i spływającą z ran krwią. Gdy na początku filmu po twarzy bohatera spływa pierwsza łza, na złość zachodnim wzorcom, jego nauczyciel szybko reaguje na pierwszą oznakę słabości i brutalnie sprawia, że będzie ona jego ostatnią. Atmosfera gęsta jest nie tylko od fizycznego oddania muzyce, ale i klaustrofobicznej aury czterech ścian, w których młody chłopak samotnie ćwiczy, aby w przyszłości zostać wybitnym muzykiem jazzowym. Realizacyjna skromność tego dramatu, opierającego się na dwóch charakterach i jednym instrumencie muzycznym wchodzącym w skład całości zespołu dosłownie powala na kolana.
Między głównym bohaterem (świetny Miles Teller) a jego agresywnym nauczycielem (Złoty Glob dla znakomitego J. K. Simonsa) rodzi się więź oparta na zaangażowaniu w tworzenie muzyki bez zbędnych dodatków w postaci szkolnych uprzejmości. Fletcher jest artystą, który nie znosi sprzeciwu swoich podopiecznych i zmusza ich do przekraczania własnych granic oraz wznoszenia się na poziomy grania, których nie byliby w stanie sami odkryć. Tytułowy Whiplash jest największym koszmarem i nieosiągalnym celem grającego, bo Fletcher nieustannie krzyczy "not my fucking tempo!", aby zmusić muzyków do poprawy. O swoich odczuciach w tym akapicie zbyt wiele nie wspominam, bo owa relacja porwała mnie do tego stopnia, że nie jestem w stanie jej nawet obiektywnie ocenić.
"Whiplash" to przede wszystkim opowieść o wielkim poświęceniu, przezwyciężaniu własnych słabości i dążeniu do sukcesu kosztem życia prywatnego. Może trochę bawi scena, w której bohater jest w takim stopniu przekonany o własnym przeznaczeniu, że oddala ze swojego życia bliskich, aby wyzwolić ich od przyszłych cierpień sławy. "Whiplash" Damiena Chazellego w dobie filmów skrajnie niezależnych zachwyca bezpretensjonalnością, która nie zatapia go w ścisłych ramach offu, ale urzeka równym tempem opowiadanej historii. Podpisano dużym wykrzyknikiem z mocno bijącym sercem w środku.
0 komentarze :
Prześlij komentarz