wtorek, 1 stycznia 2013


Peter Jackson, reżyser ekranizacji kultowej serii "Władca Pierścieni" J. R. R. Tolkiena, powraca do historii i na ekrany z nowym dziełem "Hobbit: Niezwykła podróż". "Hobbit" jest wstępem do trylogii i opowiada historię Bilbo Bagginsa, który wraz z trzynastoma krasnoludami i czarodziejem Gandalfem wyrusza w świat, aby odzyskać odebrany krasnoludom przez groźnego smoka Smauga dom.
 Film nie opiera się tylko na książce "Hobbit, czyli tam i z powrotem" (którą reżyser podzielił na trzy, oddzielne filmy), ale również na innych dziełach pisarza jak "Silmarillion" czy "Historia Śródziemia", dlatego w obrazie można poznać szczegóły, których nie ma w "Hobbicie". Niestety działa to także na niekorzyść filmu. Za bardzo skupiono się na detalach, które w wyprawie nie mają znaczenia, a przez to przygody bohaterów ucierpiały, bo zostały okrojone i rozciągnięte do następnych części. Pominięto (być może ukażą się w kolejnej odsłonie) przygody z pająkami, elfami, ludźmi znad Jeziora czy choćby pobyt u Beorna. Reżyser pozwolił sobie także na małe podkolorowanie i wyolbrzymienie niektórych elementów z książki.

 Interesującym faktem mogą się okazać technologie jakich użyto podczas tworzenia filmu. Zastosowano system Dolby Atmos, który umożliwia wykorzystanie na sali kinowej aż do 64 źródeł dźwięku. Niestety, tym systemem dysponują (na razie) wyłącznie amerykańskie kina. Zadowolić się za to można dużą ofertą wyboru: dubbing, napisy, 3D, 2D oraz IMAX. Ponadto większe kina oferują wersję 24 lub 48 klatek na sekundę. Ta druga, używana jest tylko w serialach a "Hobbit (...)" jest pierwszym filmem wykorzystującym tą technologię. Oferta zebrała wiele głosów krytyki, jednak Peter Jackson upiera się, że 48p pozwala na uzyskanie lepszego efektu 3D oraz zminimalizowanie migotania obrazu. Osobiście nie miałam wyboru i musiałam zadowolić się 24 klatkami. Wizualnie zadbano o wszelkie szczegóły, od wspaniałych krajobrazów po sprytne operowanie światłem, które buduje nastrój. Jednym z najlepszych aspektów jest klimatyczna muzyka, w szczególności utwór "Misty Mountains (Cold)". Obawiałam się jak wypadną przyśpiewki, nie bacząc na ich zmniejszoną ilość, to ich wykonanie było naprawdę mistrzowskie, o czym świadczy utwór podany wyżej. Za całą oprawę muzyczną odpowiedzialny był Howard Shore.

Warto wspomnieć o charakteryzacji, gdyż jest ona zrealizowana na najwyższym poziomie. Świetnie oddano zaczepny, nieufny charakter krasnoludów oraz ich specyficzny wygląd. Wyróżniał się tylko Kili (Aidan Turner), mimo iż bardzo przystojny, w ogóle nie przypominał tego stworzenia i nie pasował do gromady. Sylwetka Thorina (Richard Armitage) także była bardziej ludzka, ale w tym przypadku, aż tak bardzo to nie przeszkadzało. Kręcenie ujęć od dołu lub z takiej perspektywy, że krasnoludy wydawały się nadzwyczaj wysokie, kompletnie nie pasowało do znanych opisów tych stworzeń (wyłączając Thorina, który przewyższał pozostałych). Fantastycznie natomiast pod każdym względem zaprezentowano Bilbo Bagginsa. Martin Freeman nadał hobbitowi niezapomniany charakter, który góruje nad Elijah Woodem i jego kreacją Froda. Nie szczędzę słów zachwytu nad tą postacią i jej specyficznym stylem. Czarodzieja Gandalfa odegrał jak zawsze niepowtarzalny Ian McKellen, Elronda świetny w tej roli Hugo Weaving, a piękną, wręcz idealną Galadrielę, Cate Blanchett.

Czytając książkę naprawdę zafascynowałam się Światem Śródziemia, wciągnęłam szybko w tą szaloną przygodę i idąc do kina byłam pewna, że z tymi środkami, reklamą i świetnym reżyserem ujrzę prawdziwe arcydzieło. Wizualnie, owszem. Poza tym Jackson niepotrzebnie rozciągnął krótką historię na trzy części i wprowadził wątki poboczne, przez które ciężko jest się skupić na magicznej przygodzie hobbita. Jako dzieło filmowe spisuje się idealnie i naprawdę polecam wybrać się do kin, aby nasycić zmysły doznaniami. Po skończonym seansie pozostaje jednak duży niedosyt, żal z przerwania filmu i pojawienia się napisów końcowych. Nie mogłam uwierzyć, że w ten sposób zakończono pierwszą część. Po wyświetleniu projekcji moim komentarzem było jedynie krótkie "Tylko tyle?". Piękne kadry zatuszowały minimalizm rozwiniętej akcji, ale czy na pewno tylko o to w tej produkcji chodziło?



5 komentarze :

  1. Bardzo dobra recenzja! Zgadzam się w 100%

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie cały film był po prostu świetny! Ale tak jak w recenzji parę błędow było i zdecydowanie książka o wiele lepsza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie w filmie pominięto tyle ważnych szczegółów jakie były w książce, że dla mnie film nie ma już takiej wartości jak książka. Recenzja świetna i widać włożony trud, zaangażowanie i bez owijania w bawełnę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam sie w 100%. Dziękuje za Twój profesjonazlizm.

    OdpowiedzUsuń
  5. Film godny obejrzenia, aczkolwiek to smutne, że czasy sprowadziły książkę Hobbita do filmu akcji, gdzie bohaterowie mają w jak najbardziej epicki sposób skakać z akcji do akcji, ukazując po drodze jak najwięcej ładnych plenerów.

    OdpowiedzUsuń