piątek, 25 stycznia 2013



Autor ekranizacji "Tajemnicy Brokeback Mountain" Ang Lee, przeniósł kolejną historię na duże ekrany. Tym razem reżyser sięgnął po znaną powieść "Życie Pi" Yanna Martela. Książka jest bardzo ceniona w środowisku zagorzałych czytelników, a film zyskuje coraz większą przychylność widzów. O sukcesie i przebojowości dzieła świadczą wszelkie nominacje choćby do Złotych Globów, Oscarów czy nagród BAFTA.
Film opowiada historię Piscine Patela, który wraz z rodziną zamierza przeprowadzić się z Indii do Kanady. Podczas podróży, w wyniku katastrofy tonie statek, a wraz z nim najbliżsi chłopca. Tylko 16-latkowi udaje się przeżyć, a jego jedyne towarzystwo na Oceanie Spokojnym to zebra, orangutan, hiena i niejaki Richard Parker, czyli ogromny tygrys bengalski.

 Na początku pragnę skupić się na linii książka-film, bowiem warto napisać kilka słów o tym powiązaniu. Książka Yanna Martela jest wspaniałą powieścią, wciągającą, uniwersalną i świetnie napisaną. Film w dużym stopniu oddaje klimat historii, i dobrze ogląda się dzieło, które zostało tak przeanalizowanie i umiejętnie urzeczywistnione.
Miłośnicy przygód, opowieści o rozbitkach i katastrofach będą zachwyceni. Historia nie jest szczególnie trudna do omówienia, ale podoba mi się sposób jej prowadzenia. Opowieści bazujące na użyciu wspomnień narratora są bardziej przekonujące. Najważniejsze w "Życiu Pi" są szczegóły i przenośnie. I tak oto w tej smutnej przygodzie można dostrzec nawiązania do świata fauny i flory, a nawet kwestii sensu ludzkiej egzystencji. O Bogu mówi się dużo i to w naprawdę skłaniający do przemyśleń sposób. Wolę jednak rozwinięcie tych wątków w książce, gdyż są bardziej przekonujące i przejmujące. W pewnych momentach Lee poszedł jednak na łatwiznę, ponieważ nie sfilmował ważnego spotkania, wizji na morzu czy tresury Richarda Parkera.


Ze strony wizualnej myślę, że wgniata w fotel. Fenomen "Życia Pi" można dostrzec w pełni dopiero w 3D, dlatego wszystkim jak najbardziej polecam tą opcję. W filmie nie sposób oprzeć się urokowi tysiącom surykatek, pięknych jezior, waleni czy zachodów słońca. Obrazy są naprawdę miłe dla oka, jednak momentami (szczególnie tafla wody) zostały poddane zbyt dużej fantazji twórców. Te niedoskonałości wynagradza nam za to stworzony komputerowo tygrys. Zadziwia mnie to, że ten ogromny kot jest tylko wygenerowany. Sceny z Richardem Parkerem są nieco... straszne. Wiele osób zapewne dostało palpitacji serca w kinie od nagłych ryków czy wyskoków zwierzęcia. Po pewnym czasie łatwo można się przyzwyczaić do tygrysa, a nawet bardzo przywiązać, co przy ostatnim kadrze kota chwyta za serce i ogromnie porusza.
Claudio Miranda dopieszcza nas także płynnymi przejściami, z czasu teraźniejszego do wspomnień. Kadry są różnorodne, z góry, z boku, pod wodą czy tuż nad, co dopełnia tę wspaniałą całość.
Charakterystyczne indyjskie brzmienia sprawiają wrażenie prawdziwie dopasowanych, za których zastosowanie Mychael Danna otrzymał słusznie Złotego Globa.


Pełna podziwu jestem dla Suraja Sharmy, który jak przyznaje Lee, gry aktorskiej uczył się dopiero na planie. Pierwsza rola w tak wyczekiwanym filmie musiała być dla niego bardzo stresująca. Należy się odrobina wyrozumiałości, choć niepotrzebnie, ponieważ aktor idealnie oddaje moje wyobrażenie o postaci Piscinie Molitor Patela. Irrfan Khan, który odgrywa starszą wersję bohatera, spisuje się naprawdę dobrze, nie sposób odmówić mu daru przekonywania, którym czaruje opowiadając magiczną historię.


O "Życiu Pi'' mogłabym dyskutować bez końca, szczególnie biorąc pod uwagę niedopowiedzenia, które sami musimy wypełnić. Film nie jest arcydziełem, ma swoje niedociągnięcia, ale promieniuje emocjami - tęsknotą, miłością, przyjaźnią czy żalem. Jedenaście nominacji do Oscara to bardzo duże osiągnięcie, mam nadzieję, że Akademia pozytywnie nas zaskoczy i odpowiednio uhonoruje ten piękny film. Pewne jest również, że nie wszystkim przypadnie do gustu, ponieważ to zależy od wrażliwości i spostrzegawczości każdego człowieka. Muszę się jednak przyznać, że tym razem Ang Lee mnie po prostu oczarował i zaczarował.


6 komentarze :

  1. przekombinowany, przebarwiony, przecudowiony film... obrazy zachwycaja, ale to powiesc powinna niesc wiecej, niz obrazy... puste przemyslenia, tematy przewalkowane od milionow lat, podane w pieknym sloiczku, ale nie do konca smaczne... film gdzie niegdzie juz ciazy widzowi soba...

    patos, ktory ukrywa prostotet filozofii i daje poczucie, ze obcujemy z wartosciowym filmem.. .jak "Źródło"... dopiero nastepny film tworcy Pi i Requiem for a Dream, czyli "Zapaśnik" pokazal, ze to nie wyglad stanowi o wartosci filmow, ktore maja niesc cos wlasnie po za obrazem

    OdpowiedzUsuń
  2. oglądałam. jest cudowny <3
    końcówka naprawdę daje do myślenia. kto by pomyślał, że tą historię można opowiedzieć inaczej :) a jednak osobiście wolę tą wersję z Richardem Parkerem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ten niejednoznaczny, zastanawiający komentarz: ,,Tak samo jest z Bogiem''. :)

      Usuń
  3. Widzę, że wypowiedzi na temat tego filmu są podzielone, sama przekonam się, które są najwłaściwsze jak w końcu obejrzę to "oscarowe" dzieło :)
    recenzja bardzo fajnie napisana, a Suraj Sharma na pewno zajdzie daleko. Jak napisałaś na planie uczył się dopiero gry aktorskiej, a był pod tak wielką presją. Z kilku poprzednich recenzji wnioskuję, że zagrał świetnie (ale i tak wolałabym to zobaczyć na własne oczy).

    zapraszam na nowa recenzje na http://kino-strefa.blogspot.com/
    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe logo i zmiany jakie wprowadziłaś i również baardzo, ale to bardzo podoba mi się ta recenzja w twoim wykonaniu, dzięki niej przekonałam się do zobaczenia filmu i powiem, że przeżyłam wspaniałe dwie godziny z Życiem Pi

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z powyższym komentarzem, baardzo podoba mi się logo i Ci aktorzy, naprawdę świetne. A teraz wypowiem się jeszcze na teamt recenzji jednym słowem, po prostu wspaniała. Sama zobaczyłam film po przeczytaniu recenzji i jestem nim zachwycona.

    OdpowiedzUsuń