Scenariusz: John Ridley
Produkcja: USA, Wielka Brytania (2014)
Czas trwania: 133 min (2 h 13 min)
Gatunek: biograficzny, dramat, historyczny
Obsada:
Chiwetel Ejiofor - Solomon Northup
Michael Fassbender - Edwin Epps
Benedict Cumberbatch - Ford
Lupita Nyong'o - Patsey
Paul Dano - Tibeats
Steve McQueen oficjalnie wypłynął w świat filmu w 2008 roku wraz z "Głodem". Dwa lata temu na ekranach polskich kin triumfował "Wstydem", który głęboko zakorzenił się w mojej świadomości. Reżyser nie spoczywa na laurach, a jego najnowszy tytuł ma już na koncie Złotego Globa za najlepszy film dramatyczny oraz 13. innych nagród cenionych w branży. McQueen opiera swoje dzieło na prawdziwej historii, które jest adaptacją książki Solomona Northupa "Twelve Years a Slave". Dzieło cofa się do XIX w. i opowiada historię nowojorskiego skrzypka, który zostaje porwany. Czarnoskóry mężczyzna jako obiekt handlu stanie się jednym z wielu niewolników pracujących u bogatych mieszkańców południa.
Ze strony wizualnej "Zniewolony" jest dopracowany w szczegółach. Wszystkie kadry wprowadzają w upalny klimat oraz katorżniczą pracę bohaterów, dzięki Seanowi Bobbittowi, który współpracuje z McQueenem już od "Głodu". Kostiumy Patrici Norris świetnie kontrastują klasy społeczne, a pięknymi kreacjami podkreślają dostojność bogaczy. Nastrojowa, ale zbyt agresywna wydawała mi się muzyka. Jest to szczególne zaskoczenie mając na uwadze kompozytora, którym jest... Hans Zimmer. Pierwszy raz lekko się nie zgadzamy, panie Zimmer.
McQueen zebrał przed kamerą bardzo charyzmatyczne postacie kina. Głównego bohatera odgrywa Chiwetel Ejiofor, który świetnie wpasował się w klimat filmu. Bardziej interesujące wydają się jednak role drugoplanowe. Nie mogło zabraknąć Michaela Fassbendera, mojego (i reżysera) ulubieńca. Aktor ma niesamowity dar wczuwania się w postać i jeszcze wiele razy nas w przyszłości zaskoczy. Faworyt numer dwa: Benedict Cumberbatch. Swoją aparycją zabiera show wszystkim aktorom i przyciąga jak magnes. Po bardzo udanym występie w "Labiryncie", Paul Dano świetnie radzi sobie także w ostrzejszych charakterach, czego dowodem jest kreacja Tibeatsa. Uwagę przykuwa również młoda Patsey, czyli Lupita Nyong'o.
"Zniewolony" zasługuje na miano poprawnego filmu. Nominacje i nagrody najważniejszych wydarzeń filmowych w roku są jednak przesadzone. Przez falę odbieranych statuetek zapomniano o głównym założeniu filmu. Wydawało mi się, że wyparłam ze swojego słownika hasło "amerykańska mentalność", która powoli przestała ciążyć nad każdą większą produkcją. Nowe dzieło McQuenna mimo wielkiej niechęci przypomina mi o tym. Jedyny morał i wniosek, który nasuwa mi się po "Zniewolonym" to: nigdy nie ufaj i nie pij z nieznajomymi. Domyślam się, że nie taki był zamiar. Nie kupuję tego.
0 komentarze :
Prześlij komentarz