Scenariusz: Terence Winter
Produkcja: USA (2013)
Czas trwania: 179 min (2 h 59 min)
Gatunek: biograficzny, dramat, kryminał
Obsada:
Leonardo DiCaprio - Jordan Belfort
Jonah Hill - Donnie Azoff
Margot Robbie - Naomi Lapaglia
Matthew McConaughey - Mark Hanna
Kyle Chandler - Patrick Denham
Martin Scorsese to obecnie jeden z najlepszych reżyserów kina i jeden z moich ulubionych. Dzięki niemu do dziś możemy cieszyć się kultowymi filmami. "Taksówkarz", "Chłopcy z ferajny" czy "Kasyno" to tytuły, których nikomu nie trzeba przypominać. Mimo podeszłego wieku reżyser nie przestaje zadziwiać najnowszymi filmami. Na większą uwagę zasługują także ostatnie "Wyspa Tajemnic" czy "Hugo i jego wynalazek". Według zapowiedzi ekranizacja książki Jordana Belforta "Wilk z Wall Street" miała być powrotem do gatunkowych korzeni Scorsese, a premiera najgłośniejszą i najmocniejszą w roku. Dzieło opowiada historię życia brokera, Jordana Belforta, który jako szef Stratton Oakmont wzbogaca się na akcjach. Jego podejrzanie kolosalne zyski zostaną wzięte pod lupę przez FBI.
Scorsese to prawdziwy mistrz i na pewno nie jest to napisane na wyrost. Reżyser bawi się konwencjami, miesza gatunki, tworzy wielotwarzowe postacie i nie boi się niczego. "Wilk z Wall Street" ma w sobie klimat starszych filmów Martina Scorsese, ale utrzymany jest we współczesnej scenerii, więc twórca nie ma problemu z łączeniem teraźniejszych potrzeb widza nie tracąc przy tym swojego stylu. Trzygodzinny seans to fala wzlotów i upadków głównego bohatera, który jest ambitnym materialistą. Cóż za tupet powtarzać "Będę milionerem!" gnijąc w dołku finansowym! Nikt nie jest jednak w stanie nie polubić Jordana Belforta. Bohater, który żyje dzięki Białej Damie w proszku, kolejnym ekscesom seksualnym połączonych z wielkimi imprezami ma niewyczerpalny zapas paliwa napędzającego - pieniędzy. Jest mocno i kompletnie bez skrupułów. We współczesnym komercyjnym kinie jeszcze nie było tyle seksu, narkotyków i półnagich młodych dziewcząt. I jeszcze nie zdarzyło się, aby to wszystko działało na korzyść dzieła tworząc tak rewelacyjny film. Wszystko otoczone jest dużą dawką niewymuszonego humoru, który dopełnia całej autodestrukcji Belforta. Film stworzony jest według ulubionego schematu Scorsese - od zera do milionera, od dzieciaka do mężczyzny i pod przewodnictwem starszego kolegi obeznanego w branży. Powtarzający się motyw to także narracja, dzięki której widz ma poczucie, że postać zwraca się bezpośrednio do niego. Nie tylko zmniejsza to dystans na drodze bohater-widz, ale po prostu ulepsza film. Na wyróżnienie zasługuje także montaż, który idealne dzieli i łączy wszystkie fragmenty filmu za sprawą Thelmy Schoonmaker będącej ulubienicą Scorsese. Autor udźwiękowienia do wszystkich LOTRów i Hobbitów, Howard Shore po raz kolejny nie zawiódł i przygotował starsze kompozycje w nowoczesnych brzmieniach ("Mrs. Robinson").
Ilość epickich ról Leonarda DiCaprio jest odwrotnie proporcjonalna do nominacji do Nagród Akademii Filmowej. Osobiście uwielbiam DiCaprio i uważam, że jest zbyt często pomijany przez nagradzających. "Wilk z Wall Street" dał mu szansę na pokazanie tysiąca twarzy - od charyzmatycznego przywódcy i szefa po ćpuna i seksoholika. A to wszystko możemy zobaczyć w jednym ujęciu! Jordan Belfort to zdecydowanie jedna z najlepszych kreacji w jego karierze. Na ekranie partneruje mu Jonah Hill, znany dotychczas głównie z przeciętnych komedii. Na szczęście Scorsese z każdego potrafi wyciągnąć co najlepsze i Donnie w jego interpretacji pozytywnie zaskakuje. Wśród tylu pięknych kobiet wyróżnia się żona głównego bohatera, którą odgrywa Margot Robbie. Kobieta jak milion dolarów - uwodzi, kusi i jest po prostu hipnotyzująca. Żaden mężczyzna jej się nie oprze, a postać pozostanie w umysłach wielu na długo. Krótki epizod miał również Matthew McConaughey, który wykorzystał 110% swojego czasu na ekranie i mam nadzieję, że zostanie doceniony przez nagradzających.
Wybierając seans "Wilka z Wall Street" wiedziałam na co się przygotować, bo Scorsese to sprawdzona marka. Nie spodziewałam się jednak, że trzygodzinny seans porwie mnie w swoje sidła i nie będę w stanie oderwać się od ekranu. Skoro nowy rok zaczyna się taką premierą, to poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko. Czekałam bardzo długi na film, który wymiesza współczesny styl z klimatem starszych, kultowych dzieł. Wszystkim fanom kunsztu Scorsese i ostrej jazdy bez trzymanki jak najbardziej polecam. Uważajcie jednak na tego Wilka, bo grozi porządnym porażeniem prawdziwego, dobrego kina!
Wspaniale napisane pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOj w zupełności zgadzam się, że "Ilość epickich ról Leonarda DiCaprio jest odwrotnie proporcjonalna do nominacji do Nagród Akademii Filmowej", nie potrafię zrozumieć dlaczego tak dobry i wszechstronny aktor wciąż pozostaje niedocenionym. Mam nadzieję, że tegoroczne Oscary uhonorują cięzka prace DiCaprio. A co do samego filmu bawiłam się świetnie i mimo tych 3 godzin wcale sie nie nudzilam, jednak w pewnych momentach mialam wrazenie, ze niektore sceny sa na wyrost i tego wszystkiego jest wrecz za duzo. Mimo wszystko film uwazam jak najbardziej za udany.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://kino-strefa.blogspot.com/
Pozdrawiam ! :)
Mam nadzieje, że Leonardo dotanie Oscara za tą rolę! Świetnie zagrane! Od czasu kiedy przeczytałąm nominacje na Media River trzymam Kciuki za DiCaprio, czas na nagrodę.
OdpowiedzUsuń