wtorek, 8 maja 2012

Paige i Leo to zakochani w sobie po uszy, młodzi małżonkowie, wezmą oni udział w wydarzeniu, które na zawsze odmieni ich życie. Wydarzy się nieszczęśliwy wypadek, w skutek czego kobieta straci pamięć. Zakochany mężczyzna będzie próbował po raz drugi zdobyć serce swojej ukochanej...

,,I że cię nie opuszczę'' przyciąga bardziej tę kobiecą część widowni nie tylko wzruszającą historią, ale także świadomością, że jest on oparty na faktach. Kilka miesięcy temu, byłam na ,,nie'' i broniłam się, żeby go tylko nie obejrzeć, a gdy w końcu się zdecydowałam... i tu rodzi się pytanie czy byłam zadowolona? Film sam w sobie nie jest zły a przeciętny, tak jak się spodziewałam. Pomysł zrealizowania takiego scenariusza trafiony i niespotykany. Fabuła nie jest przewidywalna co do jednej sceny, więc wychodzi to na ogromny plus. W pewnych momentach było naprawdę słodko - nie ironizuję! Nie opisuję sceny wypadku, która była dziwna? Obrońmy to dzieło twierdzeniem, że pech jednak istnieje i tym razem tak właśnie było. Na pewno większość widzów wzruszyła któraś ze scen starań zdesperowanego Lea, ale można by się kłócić czy tych scen w filmie było wystarczająco jak na obraz, który przypisuje się do gatunku melodramatu. Za mało tej rozpaczliwości ze strony głównego bohatera, ale tym razem znowu mamy coś na obronę - w końcu jest mężczyzną, co częściowo tłumaczy jego skrywane uczucia. Jak przeanalizowaliśmy, sprytnie ukryto wszystkie mankamenty, więc film jest bardzo przemyślany, jego gra na emocjach widza jest wręcz niesamowita! Przez ponad godzinę oglądamy biednego Lea starającego się o Paige. W połowie jednak błagamy już twórców żeby nas nie męczyli i para zeszła się ku sobie w happy endzie. Błędem było właściwie nic nie robienie przez cały film, żeby wszystko wyjaśniło się pod koniec, w ostatnią minutę... Jednak zakończenie nie powaliło, nie wiedziałam czego się spodziewać, ponieważ ciągle grałam w grę typu ,,Skończy się szczęśliwie jak wszystkie inne filmy o miłości'' po czym następowała chwila zwątpienia w stylu ,,...a może twórcy specjalnie zrobią na odwrót, bo wszyscy będą myśleli, że skończy się szczęśliwie?''. Tak czy inaczej sami przekonacie się, którą drogę obrał scenarzysta. Przejdźmy do obsady. Channing Tatum to dobry aktor, zagrał naprawdę świetnie, ale męczyło mnie ukazywanie go jako aż tak cierpliwego, kochającego i wspierającego faceta. Wracając do Channinga jako aktora - krótko mówiąc marnuje się w takich produkcjach. Rachel McAdams w roli Paige, trzeba przyznać, że ta postać dużo od niej wymagała a jak jej się udało odegrać swoje kwestie? Jej talent nie dorównuje wyglądowi. Na ekranie widzimy tylko jej śliczną buzię, nic więcej. Na koniec chciałam dodać, że film nie nudzi ani nie ciągnie się przez całe nasze popołudnie, co jest dużym plusem - aby nie męczyć widzów trzema godzinami uganiania się nawzajem. Piękna historia, piękni aktorzy, piękne poświęcenie głównego bohatera a wszystko to owinięte w wielką reklamę z dodatkiem przeróżnych słodkości na ekranie, ale najważniejsze pytanie brzmi:
 Czy warto...?




1 komentarze :

  1. Fajna recenzja, a film także dobry oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń