Reżyseria: Jacques Audiard,
Scenariusz: Jacques Audiard, Thomas Bidegain
Produkcja: Belgia, Francja
Czas trwania: 120 min.
Gatunek: Melodramat
Obsada:
Marion Cotillard - Stephanie
Matthias Schoenaerts - Alain van Versch
Armand Verdure - Sam
Celine Sallette - Louise
Corinne Masiero - Anna
Bouli Lanners - Martial
Zauważyłam, że dawno na blogu nie pojawiał się żaden życiowy film, odzwierciedlający często bolesną rzeczywistość. Pragnę przedstawić film ,,Rust and Bone'' (,,Rdza i kość'') oparty na opowiadaniu Craiga Davidsona o takim samym tytule. Film opowiada historię Alaina, ojca pięcioletniego Sama, który w klubie poznaje trenerkę orek - Stephanie. Bohaterów połączy tragedia i życiowy przypadek.
Reżyser, Jacques Audiard, wielokrotny zdobywca Cezarów czy nagród BAFTA, znany z ,,Proroka'' czy ,,W rytmie serca'', prezentuje nam tu niejednoznaczny obraz miłości, poświęcenia, bólu i tęsknoty. Mówi o nieszczęśliwych wypadkach, które na zawsze zmieniają życie człowieka.
Najbardziej w filmie podoba mi się brak typowej schematyczności. Żadne z wydarzeń nie jest poukładane według znanych punktów: 1. Spotkanie. 2. Odpychanie się nawzajem. 3. Miłość. 4. Nieszczęśliwy wypadek/traf. 5. Happy end. Momentami wydaje się, że wiemy co się wydarzy, często jednak nie to, o czym w zasadzie myśleliśmy.
Historia tego filmu to mieszanka pikanterii, przytłaczającej biedy, zwątpienia, a nie wszędzie będącego sztucznego optymizmu a na koniec - bardzo ważnej - samoakceptacji. Szczególnie wyjątkowe są tu dwie sceny: kiedy Stephanie odwiedza orkę w oceanarium i ćwiczenia tresury na balkonie do piosenki Katy Perry ,,Firework''. Mimo ciągłego smutnego zaszokowania z naszej strony, dużo tu pozytywnych uczuć, na co wskazują szerokie uśmiechy na naszych twarzach przy wyżej wymienionych scenach.
Na dużą pochwałę zasługuje tu neutralny stosunek reżysera do wydarzeń. Audiard nie ocenia, nie zmusza nas w żadnej ze scen do wylewania łez nad losami postaci. Jego zadaniem jest tylko ukazanie tej historii, a interpretacja należy do widza. Nie ma nic ważniejszego w kinie jak poczucie wolności i swobody do własnego rozpoznania i zrozumienia dzieła.
Muzyka została świetnie wpasowana w tło całej historii, czuć jakby był to prawdziwy soundtrack do życia bohaterów.
,,Rust and Bone'' nie jest wybitną produkcją i zasługuje na miano dobrego filmu. Do pozycji świetnego może trochę mu brakuje, ale dla niewymagających widzów, spragnionych bolesnych i łzawych historii podanych w jadalnym sosie, jest na pewno w sam raz. Mimo, iż nie postawiłam oceny maksymalnej, zachęcam wszystkich do obejrzenia tej perełki pośród innych ,,podobnych'' światowych, kasowych, nędznych historyjek utrzymanych w tej konwencji.
W pełni zgadzam się z recenzją, bardzo poruszający i ciekawy film :). Obejrzałam już wszystkie filmy z recenzji!
OdpowiedzUsuń