Kolejna odsłona serii o agentach specjalnych zajmujących się kontaktami z obcymi. Tym razem bohaterowie nie tylko będą chronić Ziemię przed inwazją, ale także cofną się w czasie...
Nowa część, gratka dla fanów serii. Ja jednak za późno zadałam sobie pytanie czy jestem fanką ,,Facetów w czerni''. Ostatnimi czasy nie miałam okazji obejrzeć ponownie pierwszej czy drugiej części, a z dzieciństwa pamiętam, że bardzo mi się podobały. Jak widać, zapomniałam, że człowiek dorasta i jego gust się zmienia. Fabuła trójki była dość nietypowa. Już na początku okazało się, że stary wróg Boris Bestia, wydostał się z najbardziej strzeżonego więzienia znajdującego się na Księżycu i planuje zemścić się na agencie K, przez którego stracił rękę i został tam zamknięty. W tym celu przeniesie się w czasie, do pewnego wydarzenia w 1969r. i spróbuje zmienić dalsze losy. Cała akcja przeplatana jest wieloma postaciami, ukazującymi się na ekranie czy ciekawymi gadżetami i ich starszymi wersjami a nawet genialnym neutralizatorem, który sobie kiedyś sprawię. Zakończenie mnie zaskoczyło jak i wzruszyło, zdecydowanie było moim ulubionym momentem filmu. Postać, która wywołała u mnie największe zainteresowanie to Griffin - jego wizje przyszłości, których nie można być pewnym. Przyciągał nas jego szklany, błękitny wzrok i nie dało się od niego oderwać oczu! Warto dodać, że Boris Bestia został bardzo dobrze ucharakteryzowany. Do tego gra aktorska głównie Willa Smitha, idealnie bawiącego się swoją rolą. To z jaką swobodą Will odgrywa agenta J, dodaje mu pewności siebie a my automatycznie wierzymy w jego postać. Zabrakło mi jednak w trójce Tommy Lee Jonesa, który odegrał dosłownie swoje ,,pięć minut'', tego wymagał scenariusz, więc staram się to pomijać w ocenie. Teraz może kilka negatywnych uwag. Na ekranie było zdecydowanie za mało śmiesznych scen czy dialogów, a podczas oglądania można się naprawdę zgubić we wszystkich faktach. Ponadto w filmie non stop coś się działo, co mnie okropnie męczyło. Dopadło mnie prawie dwugodzinne otępienie, możliwe, że to tylko ja miałam takie odczucia. Słynny cytat Hitchcocka ,,Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć.'' tutaj się nie sprawdza, ponieważ wszystko było utrzymane na jednym tonie. Nieprzewidzianych zwrotów akcji (nie uwzględniając zakończenia) też zabrakło. Nie polecam wybierać się do kina. Dodatkowo tracić pieniądze na 3D, które było zbędne. Mam nadzieję, że doczekam czasów, kiedy twórcy zrozumieją, że takich filmów nie robi się w technice trójwymiarowej. Fani ,,Facetów w czerni'' może będą zadowoleni, mnie jednak nie porwał, a cały sentyment do serii gdzieś się ulotnił...
Bardzo dobra recenzja i również świetne logo i również dzięki twojej recenzji wiem na co już pójde. Bardzo fajny blog:).
OdpowiedzUsuńDobra recenzja, ale uważam, że Boris Bestia był bardzo drętwy, mało ruchu, nie przekonywał mnie jakoś, a ogólnie film bardzo dobry :)
OdpowiedzUsuńPrze świetna : ) recenzja i wyśmienite logo.
OdpowiedzUsuń