niedziela, 25 maja 2014

Reżyser: Bryan Singer
Scenariusz: Simon Kinberg
Produkcja: USA, Wielka Brytania (2014)
Czas trwania: 130 min (2 h 10 min)
Gatunek: akcja, sci-fi

Obsada:
Hugh Jackman - Wolverine
Jennifer Lawrence - Mystique
Michael Fassbender - Magneto
James McAvoy - Charles Xavier
Nicolas Hoult - Bestia

Po 11 latach od "X-Mena 2" na stołek reżyserski powraca Bryan Singer, pierwszy twórca ekranowych mutantów. Tym razem kontynuuje w "Przeszłości, która nadejdzie" podróż po prequelowskiej serii rozpoczętej w 2011 roku od "Pierwszej klasy". Nowy "X-Men" przed, jak i po premierze cieszy się ogromną popularnością i zbiera za Oceanem pochlebne recenzje. W filmie Singera słynni bohaterowie wyślą w przeszłość Wolverine'a, którego zadaniem będzie zapobiec wojnie przeciwko mutantom i zmienić bieg historii.



Wszystko zaczęło się od uwspółcześnionej (sic!) "Pierwszej klasy", która zrekonstruowała oblicza mutantów i rozpoczęła proces przybliżania historii na nowo. Gwiazdorska obsada, moc muzyki, uniwersalność historii. "Przeszłość, która nadejdzie" pomimo powrotu Singera, nie odchodzi od wykreowanego stylu nowych X-Menów, co jest oczywistą zasługą posady producenta przy poprzedniej części, ale ściśle stara się trzymać spójność historii. Podróżowanie w czasie zazwyczaj wprowadza chaotyczność do fabuły, jednak scenariusz Kinberga sprytnie tuszuje niedoskonałości poprzednich odsłon i otwiera szerokie pole do popisu, które na pewno zostanie odpowiednio wykorzystane przy tworzeniu kolejnej części. Ponadto Singer - co zawsze uwielbiałam w X-Menach - nie razi efekciarstwem, nie stara się przełamywać barier na tym polu, traktując je jedynie jako podporę do budowania fabuły. Singer posługuje się eklektyzmem łącząc oraz kontrastując dostojność i niepewność postaci, doświadczenie z niedojrzałością, całość przyprawia odrobiną nolanowskiej nutki kryzysów moralnych, żeby na końcu zaserwować filmowy posiłek polany grubą warstwą solidnego kina z superheroes w roli głównej.



"Przeszłość, która nadejdzie" za wybrańca uznała ulubionego mutanta większości widowni, w tej wersji bardzo łagodnego, Logana, który w filmach stricte wolverinowych radzi sobie fatalnie i sam nie daje rady unieść ciężaru swojej postaci. W "Pierwszej klasie" roiło się od młodziaków-mutantów, którzy dość szybko zniknęli z głównego celu twórców, natomiast w "Przeszłości (...)"  jest już bardziej oszczędnie. Uwagę wśród nowych mutantów zwraca Quicksilver, którego sekwencja jest iście mistrzowska, ale niestety za quick. Główny plan w całości przejmuje mój ulubiony duet Xavier (wspaniały James McAvoy, do którego mam słabość) i Erik (dostojny, słabość numer dwa, Michael Fassbender), którzy w swoich młodszych wcieleniach prezentują się naprawdę pierwszorzędnie. X-Meny pokochałam także za niejednoznaczne określenie wrogów. Nie ma tu złych do szpiku kości postaci, są to tylko racjonalnie podejmowane decyzje w imieniu innego dobra lub pewnej idei. Nawet najsilniejsi, najgroźniejsi, najbardziej zacięci są w stanie porzucić swoją dumę i podać znak pokoju.



Po ostatnim "Zimowym Żołnierzu" i "Niesamowitym Spider-Manie 2", które nie przypadły mi do gustu, jako wielka fanka kina superheroes zwątpiłam w sukces tegorocznych premier tego gatunku. "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie" idealnie spisuje się jako panaceum na ostatnie miesiące załamania komercyjnego kina. W końcu pojawiło się coś, co jest nie tylko kolejną marvelowską ekranizacją, ale i naprawdę dobrym kinem rozrywkowym. Ponownie uwierzyłam w superheroes, bawiąc się doskonale w moich dwóch wcieleniach: niewymagającego widza i małej, krytycznej bestii.


0 komentarze :

Prześlij komentarz