Wywiad z Jolantą Dudzik, wiceprezes ds. produkcji ORANGE Studio Animacji w Bielsku-Białej. Studio istnieje od 1995 roku i wyprodukowało ponad 600 tytułów animacji. Wytwórnia może poszczycić się stworzeniem 40-minutowego materiału (cały film zawiera ok. 50 minut animacji) do „Kongresu” –Ari Folmana. Film zdobył Europejską Nagrodę Filmową 2013 dla Najlepszego Filmu Animowanego w Berlinie. Ponadto studio ma na koncie tak znane tytuły jak „Król Maciuś Pierwszy”, „Garfield” czy „Pinokio”.
Nad jaką produkcją aktualnie pracujecie w studiu?
Teraz pracujemy nad serialem animowanym dla małych dzieci, "Pan Toti". Jest to nasza pierwsza produkcja od zera, zrealizowana na podstawie książeczek. Autorka sama nas znalazła i zapytała czy mielibyśmy ochotę zekranizować „Pana Toti”. Główny bohater to mały ludzik, który ma w swoim domu kopalnię, gdzie każdego dnia znajduje jakiś przedmiot wokół którego dzieje historia. Opowiadania edukacyjne, pełne humoru i przygód grupy przyjaciół. Pierwsza seria będzie zawierać 13 epizodów po 7,5 min. Mamy zrealizowanych już 6 odcinków, a trzy kolejne są w trakcie. Potem planujemy drugą serię.
Gdzie i kiedy będziemy mogli oglądać „Pana Totiego”?
W telewizji, bo jest to serial telewizyjny. Zainteresowanie wyraziło TVP Katowice i jeszcze jedna stacja, a emisja przewidziana jest na wiosnę tego roku.
Do jakiej grupy docelowej kierowane są animacje studia?
Robimy animacje dla dorosłych, starszych dzieci, ale też i dla tych najmłodszych. „Tigerentenbande” czy „Janosik” na pewno były dla większych pociech z podstawówki. „Kongres”, „Snow White” jest dla dorosłych, reszta kierowana jest w stronę przedszkolaków. Ale „Garfielda” oglądają wszyscy!
Ile trwa przygotowanie takiej animacji?
Animacja to bardzo długi proces. Najbardziej zajmujące i czasochłonne są przygotowania, w zależności od technologii, w jakiej się pracuje. Jest np. animacja cut-out, klasyczna czy 3D. Przy „Totim” korzystamy z tej pierwszej. Długość przygotowania zależy od akcji w odcinku. Jeśli jest prosta, w której występują 2-3 postacie, to idzie to bardzo szybko, natomiast jeśli występuje 5-6 bohaterów, to wiadomo, że taki proces się wydłuża. Chodzi o przygotowanie modeli i pociętych postaci, bo muszą zostać zrobione w obrocie 360 stopni. Tak jak jest człowiek zbudowany, tam gdzie są stawy, tak też trzeba stworzyć postać, więc trwa to dość długo. Modele to nie wszystko, ponieważ potrzebne są również dekoracje, które w tym przypadku wykonane są w 3D, do tego praca reżysera, animatorów, compositing, kompozytora, udźwiękowienie i długa żmudna praca producenta i supervisora.
Ile osób pracuje przy tworzeniu filmu lub serialu animowanego?
Sporo, około 30 osób. Animatorzy, dekoratorzy, modelarze, supervisorzy, reżyserzy, compositing, kontrola koloru. W studiu pracują wszechstronnie uzdolnieni ludzie, wszyscy nawzajem sobie pomagamy i wymieniamy doświadczeniami.
Jak wygląda kwestia podkładania głosu?
Dialogi są nagrywane przez aktorów. To jest tak: mamy scenariusz i aktora, który podkłada głos. Ma on zaznaczone wszystkie dialogi postaci i musi to być nagrane w jednym czasie. Jeśli coś jest nie tak np. aktor się zachrypnie, to trzeba oczywiście powtórzyć. U nas jeden aktor nagrał dialogi do wszystkich postaci! Wszystkich oprócz dziewczęcej…
Jak przebiega akcja promocyjna?
Uczestnictwo w festiwalach, na targach w Cannes czy Annecy. Będziemy zgłaszać teraz animacje na dwa festiwale: w Annecy i do Bratysławy w marcu. Poza tym, mamy przygotowane materiały: wydrukowane ulotki, filmy, które są prezentowane na monitorach cały czas, foldery, a także rozmowy.
Co pani sądzi o kondycji polskiej i zagranicznej animacji?
To znaczy jeśli chodzi o rynek, to największy problem polega na finansowaniu animacji. Mamy możliwość produkować i pracować głównie dzięki Polskiemu Instytutowi Sztuki Filmowej. Wspiera nas także Narodowy Instytut Wizualny, a w najbliższym czasie mamy zamiar zwrócić się do Śląskiego Regionalnego Funduszu. Byłoby cudnie, gdyby ktoś dokładał pieniędzy do animacji. Podobnie zresztą jest, jeśli chodzi o animacje zagraniczne. We wszystkich krajach Europy mają problem zamknąć budżet, tak jak i w Polsce.
Jak pani myśli, dlaczego animacje nie są już tak popularne i chętnie dofinansowywane? Są wypierane przez kino?
Ograniczenia w telewizji, ze względu na brak pieniędzy. Pozostają jedynie kanały dla dzieci, ale bardzo denerwuje mnie to, że cały czas oglądamy Disneya sprzed wieków! Rok w rok. Cały czas te same. To jest właśnie problem, że oni cały czas wygrzebują te stare, a na nowe nie ma pieniędzy.
Skąd studio czerpie inspiracje do tworzenia?
Dam wam przykład. W drodze do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, do Warszawy, zjechaliśmy na stację paliw. Zatrzymałam się przy stojaku z płytami, książkami, grami i zobaczyłam książeczkę. Spodobała mi się, więc stwierdziliśmy z ekipą, że spróbujemy to przenieść na ekran. Nie jest to proste, ponieważ autor jest szwedzki i trzeba nawiązać kontakt, uzyskać prawa, zebrać fundusze. W przypadku „Kongresu” zorganizowany był konkurs i wszystkie studia w Polsce walczyły o udział. No i wygraliśmy. Mamy też propozycje realizacji kolejnych scenariuszy, wierzę, że uda się zrealizować.
Kiedy rozpoczęła się pani przygoda z animacją?
Miałam rok młodszą koleżankę w szkole podstawowej, której ojciec pracował w Studiu Filmów Rysunkowych i ona przynosiła do szkoły celuloidy np. z „Bolka i Lolka”. Jak to zobaczyłam, to po prostu stwierdziłam, że nic innego w życiu nie mogę robić! Tylko animacja, tylko ten kierunek. Życie jednak rozdało swoje karty i poszłam do technikum mechanicznego. Pracowałam w branży budowlanej, w różnych zawodach, jednak przez grupowe zwolnienia z firm musiałam pójść na bezrobocie. Kiedy przyszłam i zobaczyłam, że jest ogłoszenie „animacja”, to żarówki mi się w głowie zapaliły! Wtedy zaczynałam współpracę z prezesem Orange Studio, Grzegorzem Handzlikiem. Przyjęli mnie do Aratosa, bo akurat wtedy był nabór. Studio przechodziło na animacje komputerową, malowanie, compositing i potrzebowali ludzi. Poszłam na rozmowę kwalifikacyjną, którą przeprowadzono w obecności pewnej Francuzki. Było nas ok. 60 osób, a przyjęli połowę. Byłam w tej szczęśliwej połowie!
Ulubiona animacja?
Uwielbiam wszystkie bajki, zresztą jak same widzicie, wszędzie mam misie. Jestem takim dzieckiem. Cały czas bajki. To trzeba lubić.
Która z nich najbardziej zapadła pani w pamięć?
Pamiętam wszystkie, nad którymi pracowałam. Przy każdej z nich są różnorodne sytuacje – stresujące i wesołe, zawiera się wiele przyjaźni, zbiera nowe doświadczenia, podróżuje. Wszystkie zostawiają po sobie coś ważnego i wartego zapamiętania.
Wspomniała pani o podróżach… czy zawód animatora wiąże się z częstymi wyjazdami?
Pracujemy z całym światem, na każdym kontynencie. Pokazujemy się w Cannes i Annecy, tamte targi robią ogromne wrażenie. Jeśli chodzi o miejsca to odwiedzamy studia. Miałam okazję polecieć do Indii, często jeżdżę do Bratysławy, bo z nimi współpracujemy. Ubolewam nad tym, że w Polsce jest tak, że studia animacji konkurują ze sobą. Uważam, że studia powinny współpracować, np. jeśli ktoś ma pracę, a inni animatorzy nie, to przecież można zatrudnić tych ludzi i pomagać sobie nawzajem.
Czyli ta praca opiera się w dużej mierze na konkurencji?
Tak! Oczywiście! Każdy animator chce zarabiać dużo i przez cały czas, to jest logiczne. No przecież ja też chcę zarabiać cały czas i nie chcę mieć przerw w pracy! Przy czym ja akurat nie wędruję, natomiast animator pyta po studiach czy mają pracę.
Taki freelancer?
Tak jest najczęściej. Animatorzy odchodzą, a później wracają i pytają o pracę, ale teraz jest przesyt. Nasze studio, jeszcze przed „Janosikiem” przeszło na programy komputerowe takie jak Toom Boom, więc pracujemy zgodnie z najnowszą technologią.
Jaki wiek animatora dominuje w Polsce?
W naszym studiu pracują bardzo młodzi, ale średnia wieku animatora w Polsce to jest 50+? Bardzo mało jest młodych ludzi, którzy animują lub kształcą się w tym kierunku. Jest taka grupa pomiędzy 35-40, a potem to już są 50,60,70-letni animatorzy. Kiedy współpracowaliśmy z Łodzią, mieliśmy swoich animatorów, którzy zatrudniali się u nas, a pan Rysiu Woźniakowski jeszcze animował „Reksia” w Studiu Filmów Rysunkowych! Przesympatyczny człowiek, niestety zdrowie nie pozwala mu już na wykonywanie animacji, tym bardziej komputerowo.
Jak wyglądały prace nad „Kongresem”, który zdobył zaszczytne wyróżnienie i został uznany za Najlepszą Europejską Animację w Berlinie?
Oczywiście film miał wsparcie finansowe z PISF-u i ze Śląskiego Funduszu Filmowego. Producenci przyjeżdżali często wraz z reżyserem Arim Folmanem doglądającym każde ujęcie czy Yonim Goodmanem, reżyserem animacji. Oni cały czas z nami współpracowali, rozmawiali z animatorami, przygotowywali masę modeli, bo to była ich praca, ale nasi twórcy i tak mieli problemy z uchwyceniem szczegółów na twarzy. Premiera była w Cannes, a w Polsce podczas 38 festiwalu w Gdyni. To jest bardzo trudny film, bo na podstawie Lema, a interpretacja reżysera też była dosyć oryginalna. Aczkolwiek w wywiadzie powiedział, że rodzina Stanisława Lema stwierdziła, że był najbliższy samemu autorowi. Reżyser dołożył tam jeszcze swoją fabułę, bo jest to łączenie aktorskiego filmu z animacją. To jest bardzo ważna i ambitna produkcja, dlatego warto było się poświęcić i włożyć tyle trudu.
Co z polską dystrybucją i odzewem kin?
Dystrybutor stwierdził, że kina nie są specjalnie zainteresowane tym filmem, bo jak mówię, to nie jest film dla relaksu. W Bielsku był tylko w jednym kinie wyświetlany, a gdy emitowali go w Czechowicach-Dziedzicach, nie wiedzieli nawet, że ludzie z tego miasta tworzyli ten film! Ludzie tego nie doceniają. Nie podobało mi się na przykład, gdy dystrybutor powiedział, że w Bielsku powiedzieli, że nawet nie bardzo wiedzą kto to jest Lem. My jednak mieliśmy sporo radości z tworzenia, choć proces nie był łatwy. Uważam, że nie jest to film dla zwykłego widza, dla rozrywki, jest to dość trudne w odbiorze dzieło.
Widać, że tworzenie animacji to niełatwy proces! dziękuję w imieniu licznych czytelników tego wspaniałego bloga za poświęcenie w przeprowadzeniu i przygotowaniu wywiadu :) było to świetnym pomsłem.
OdpowiedzUsuń