Z okazji zbliżających się świąt, postanowiłam zrecenzować film, przy którym moglibyśmy zasiąść z rodziną przed telewizorem. Nie mowa tutaj o ,,Kevinie'', a o... polskiej produkcji z roku 2011. ,,Listy do M.'' w reżyserii Mitji Okorna, do którego scenariusz napisali Karolina Szablewska i Marcin Baczyński to całkiem dobra propozycja. Choć w filmie da się wyczuć mocną inspirację zachodnią kulturą, nie można zaprzeczyć, że jest jedną z bardziej udanych, gwiazdorskich komedii romantycznych ostatnich lat.
24 grudnia - jak co roku, czas poświęcamy na ostatnie przygotowania do kolacji wigilijnej. Urwanie głowy spotyka także naszych bohaterów m.in. Mikołaja Koniecznego, który musi pracować w studiu na nocną zmianę, co uniemożliwia mu spędzenie wieczoru z synem. W tej roli zaprezentował się utalentowany Maciej Stuhr, który jest cenionym i świetnym aktorem. Zdecydowanie to historia Mikołaja najbardziej do mnie przemówiła, podczas seansu wyczekiwałam dalszego rozwoju akcji. Kolejną bohaterką jest Doris, narzekająca na brak miłości stażystka, pracującą jako pani Mikołajowa w galerii handlowej. W tą kreację wcieliła się Roma Gąsiorowska, znana głównie z ,,Sali Samobójców'' czy mniej udanej ,,Kac Wawie'', która zagrała zbyt nerwowo i irytująco. Nie potrafię się przekonać do tej aktorki.
Drugim w kolejności ulubionym wątkiem jest historia Wojciecha, który zabiera małą dziewczynkę Tosię, aby ją podwieźć, w podziękowaniu za prezent. W tej roli świetny Wojciech Malajkat, grający pozytywnego i wzbudzającego ciepłe emocje mężczyznę. Jego żonę Małgorzatę, zimną i zdystansowaną kobietę, gra Agnieszka Wagner.
Odrębną historię prezentuje małżeństwo Kariny i Szczepana Lisieckich, którzy przeżywają kryzys w związku. Według mnie jeden z gorszych wątków filmu. Rola Kariny przypadła Agnieszce Dygant a Szczepana Piotrowi Adamczykowi. Uważam, że jest to najgorzej dobrana ekranowa para. Na Agnieszce wciąż wisi metka z ,,Niani'' a na Piotrze rola Karola Wojtyły. Często tak bywa, jednak aby się wyłamać potrzeba czegoś więcej, tutaj niestety tego zabrakło.
Pozytywnym zaskoczeniem okazał się Tomasz Karolak. Jak nigdy do mnie nie potrafił dotrzeć swoją sztuką, to tym razem rola Melchiora/Mela Gibsona, chodzącego cały film w przebraniu Mikołaja, który ugania się w poszukiwaniu komórki, bardzo mi się spodobała. Stereotyp siwego, brodatego dziadka jako Mikołaja został właśnie przełamany! Myślę, że to świetny zabieg, aby nie było zbyt słodko w tej świątecznej atmosferze.
Ostatnie dwa, bardziej epizodyczne wątki: zapracowanego Wladiego, czyli drętwego i sztywnego Pawła Małaszyńskiego oraz Betty, siostry Małgorzaty, czyli uroczej, czarującej Katarzyny Zielińskiej.
Drugim w kolejności ulubionym wątkiem jest historia Wojciecha, który zabiera małą dziewczynkę Tosię, aby ją podwieźć, w podziękowaniu za prezent. W tej roli świetny Wojciech Malajkat, grający pozytywnego i wzbudzającego ciepłe emocje mężczyznę. Jego żonę Małgorzatę, zimną i zdystansowaną kobietę, gra Agnieszka Wagner.
Odrębną historię prezentuje małżeństwo Kariny i Szczepana Lisieckich, którzy przeżywają kryzys w związku. Według mnie jeden z gorszych wątków filmu. Rola Kariny przypadła Agnieszce Dygant a Szczepana Piotrowi Adamczykowi. Uważam, że jest to najgorzej dobrana ekranowa para. Na Agnieszce wciąż wisi metka z ,,Niani'' a na Piotrze rola Karola Wojtyły. Często tak bywa, jednak aby się wyłamać potrzeba czegoś więcej, tutaj niestety tego zabrakło.
Pozytywnym zaskoczeniem okazał się Tomasz Karolak. Jak nigdy do mnie nie potrafił dotrzeć swoją sztuką, to tym razem rola Melchiora/Mela Gibsona, chodzącego cały film w przebraniu Mikołaja, który ugania się w poszukiwaniu komórki, bardzo mi się spodobała. Stereotyp siwego, brodatego dziadka jako Mikołaja został właśnie przełamany! Myślę, że to świetny zabieg, aby nie było zbyt słodko w tej świątecznej atmosferze.
Ostatnie dwa, bardziej epizodyczne wątki: zapracowanego Wladiego, czyli drętwego i sztywnego Pawła Małaszyńskiego oraz Betty, siostry Małgorzaty, czyli uroczej, czarującej Katarzyny Zielińskiej.
Nasze oko zachwyca scenografia; piękne zdjęcia, pokazują stolicę wyjątkowo atrakcyjnie, co jest również świetną reklamą dla miasta. Do grona pozytywnych aspektów warto dołączyć także nastrojową muzykę, choć uważam, że za mało kolęd czy świątecznych piosenek było w naszym ojczystym języku, na czym twórcy trochę się zagalopowali. Dialogi może proste, ale niektóre wypowiedzi mogą dać do myślenia. Trudno natomiast znieść ogromną inspirację amerykańskimi komediami romantycznymi. Warto porównać plakaty ,,Listów do M.'' i znanego ,,To właśnie miłość'' (2003). Z tego filmu jak i z choćby ,,Walentynek'' (2010) zapożyczono również pomysł na przedstawienie historii kilku osób, które mają problemy, ale oczywiście kończą się happy endem.
,,Listy do M.'' mają swoje niedociągnięcia, ale na pewno wybijają się spośród żenujących komedii, którymi dręczą nas polscy twórcy od dobrych kilku lat, za co podwyższam ocenę. Bardzo udana pozycja, ze szczyptą humoru i klimatycznej atmosfery, pozwoli na mały reset od rzeczywistości. Polecam na samotne, rodzinne bądź romantyczne wieczory, przy których można zrozumieć prawdziwy przekaz dzieła. Może warto w te święta przebaczyć, zapomnieć krzywdy i zacząć od nowa?
,,Listy do M.'' mają swoje niedociągnięcia, ale na pewno wybijają się spośród żenujących komedii, którymi dręczą nas polscy twórcy od dobrych kilku lat, za co podwyższam ocenę. Bardzo udana pozycja, ze szczyptą humoru i klimatycznej atmosfery, pozwoli na mały reset od rzeczywistości. Polecam na samotne, rodzinne bądź romantyczne wieczory, przy których można zrozumieć prawdziwy przekaz dzieła. Może warto w te święta przebaczyć, zapomnieć krzywdy i zacząć od nowa?
Świetny film, wspaniała recenzja, Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuń