niedziela, 23 września 2012

Nowy film w reżyserii Setha MacFarlane'a wywołał prawdziwą burzę oryginalnym, choć nieco kontrowersyjnym scenariuszem. Wszyscy polubili małego głównego bohatera, a świat na jego punkcie kompletnie oszalał. Nieprzyzwoity, uwielbia czarny humor i nie gardzi narkotykami, alkoholem czy kolejnymi ,,koleżankami''. Przedstawiam wam... misia Teda.

Od małego John nie był lubiany w szkole i miał problem ze znalezieniem przyjaciela. Rodzice widząc nieprzystosowanego syna, na gwiazdkę kupili mu pięknego, małego misia. Pewnej nocy mały John wypowiedział życzenie, aby jego pluszowy przyjaciel ożył. Od tamtego czasu Ted nie opuszczał Johna, a sam stał się sensacją mediów. Oboje jednak zaczęli dorastać i wtedy wszystko się zmieniło. Zaczęli palić zielsko, nie stronią od alkoholu a Ted lubi przeklinać i zaliczać kolejne panienki. Nie podoba się to dziewczynie Johna - Lori, która pragnie aby miś się wyprowadził. Bohater będzie musiał wybierać pomiędzy przyjacielem a dziewczyną i nie będzie to łatwe, uwzględniając przygody i przeżycia dwóch najlepszych kumpli, którzy przyrzekli sobie braterstwo na zawsze.

W filmie są momenty śmieszne jak i - znacznie rzadziej - mniej śmieszne. Do tych pierwszych zaliczam na pewno piosenkę o ziomkach piorunochronkach, która robi furorę w sieci. Lubię również scenę, kiedy John i Ted się biją, wyzywają się a na końcu godzą a także rozmowę Teda o pracę. W obrazie nie brakuje wzruszających momentów, na których na pewno nie jednemu widzowi zakręci się łezka w oku. Najlepszym elementem filmu są dialogi, do bólu szczere a nawet nieco obraźliwe, jednak dla mnie nie stanowiły problemu. Niestety głównym składnikiem zawartego w nich humoru są porównania i nawiązania do amerykańskich aktorów czy filmów animowanych dla dorosłych i dlatego większość wypowiedzi bohaterów można uznać za niezrozumiałe. W filmie pojawił się też błąd. Na końcowych ujęciach brakuje skrzynki Teda, wypowiadającej słowa ,,I love you''. Momentami irytująca była przewidywalność i amerykańska schematyczność, jej apogeum miało miejsce w końcowych scenach.

Aktorzy mieli bardzo trudne zadanie do wykonania, musieli poczuć obecność Teda i dać się ponieść fikcji. Mimo tego Mark Wahlberg podołał roli Johna Bennetta. Warto wspomnieć o głosie Teda, którego użyczył mu reżyser filmu i naprawdę pasował do misia. Kreacja Mili Kunis jako Lori, dodała do obrazu wątku romantycznego. Mila zaprezentowała się bez zastrzeżeń, choć jej umiejętności były przeciętne. Kolejne role drugoplanowe to Joel McHale w roli podrywającego szefa - Rexa, Giovanniego Ribisiego jako Donny'ego czy Patricka Warburtona - Guya.

 Uważam również, że Ted został świetnie wmontowany w film, ogląda się go jak zwykłego człowieka, jest bardzo realistyczny. Film ma bardzo specyficzne poczucie humoru, które może nie przypaść niektórym do gustu. Wiem również, że ten film wybierają główne młodzi ludzie, więc nie polecam dla starszych osób, które mogą się czuć zniesmaczone postacią Teda. Poza tym przed obejrzeniem ,,Teda'' przygotujcie się psychicznie na cząstki dzieciństwa zmasakrowane wizją niezbyt przyjemnego w odbiorze misia. Mimo wszystko polecam, warto zaryzykować.





3 komentarze :

  1. Film Chu*owy ! przereklamowany, nudny i wogole, niby miala byc komedia roku a tu taki ch*j xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba kolega anonim zapomniał o kulturze, a co do filmu strasznie mi się podobał, a recenzja jest genialnie napisana!

    OdpowiedzUsuń
  3. Recenzja naprawdę dobra, ale mnie film nie przekonał :)

    OdpowiedzUsuń