sobota, 3 stycznia 2015

Reżyseria: Peter Jackson
Scenariusz: Guillermo del Toro, Peter Jackson, Fran Walsh, Philippa Boyens
Produkcja: Nowa Zelandia, USA (2014)
Czas trwania: 144 min (2 h 24 min)
Gatunek: fantasy, przygodowy

Obsada:
Martin Freeman - Bilbo Baggins
Ian McKellen - Gandalf Szary
Richard Armitage - Thorin Dębowa Tarcza
Orlando Bloom - Legolas
Evangeline Lilly - Tauriel

Po trzech latach spędzonych w Śródziemiu wraz z trzynastoma krasnoludami i małym hobbitem, przyszła pora na zakończenie przygody. Cała trylogia gromadziła (i nadal gromadzi) w kinach rzesze widzów i biła roczne rekordy, choć nie osiągnęła takiego sukcesu jak kultowe ekranizacje "Władcy Pierścieni". "Bitwa Pięciu Armii" jest ostatecznym starciem ze smokiem Smaugiem i innymi istotami, pragnącymi odbić Erebor krasnoludom, które dopiero co odzyskały swój dom.

Jak na złość statyczności poprzednich części, "Bitwa Pięciu Armii" pomija wszelkie wstępy do filmu, zbędne dialogi i od razu przenosi widza w szpony Smauga i krajobraz płonącego Miasta nad Jeziorem. Ten rozżarzony kubeł zimnej wody (sic!) podany jest oglądającemu prosto na twarz, ale szok nie trwa długo. Może po dziesięciu minutach Smaug ginie i wbrew staraniom poprzednich części, wygląda to jak szybkie pozbycie się niechcianego wątku. Winne za ten odbiór wydarzeń są cięcia "Hobbitów", które od początku bardzo mnie irytowały. Później następuje wyciszenie akcji i film ogląda się coraz lepiej, bo historia zaczyna biec w końcu we właściwym kierunku.


Niepokój Gandalfa, który wyczuwa nadchodzące zło uzupełnia się wraz z nieświadomością krasnoludów. Gorączka złota, która dopadła Thorina zajmuje dużą część filmu i oddaje portret bohatera, nie tylko wybijającego się ponad wszystkich tytułem, ale w końcu i wyraźnym charakterem. Romans Kiliego i Tauriel staje się na tyle poważny, że oboje stają w obronie swojej miłości, ale ich relacja nie wydaje się już tak wyolbrzymiona jak w poprzedniej części i kiedy schodzi na drugi plan, wychodzi jej to na dobre. Duże wrażenie, tak jak w poprzednich ekranizacjach, robią zdjęcia, a w szczególności ujęcia batalistyczne przed Samotną Górą, gdzie całe oddziały wojsk swoją liczbą wprawiają w zachwyt. Mocno daje się za to we znaki brak podsycania klimatu muzyką, która staje się tu jedynie subtelnym tłem historii zamiast jej stałym składnikiem.

Wielokrotnie spotykałam się z opinią, że trzecia część jest najgorszą odsłoną Hobbita, choć uważam, że jest zupełnie odwrotnie. "Bitwa Pięciu Armii" zawiera magiczny składnik, którego nie miały poprzednie: ułożonego zakończenia, chwili sentymentu i dumania nad opowiadaną historią. Peter Jackson może nie dał z siebie stu procent, ale godnie zakończył podróż Bilbo Bagginsa i krasnoludów. Cieszę się, że nadeszło upragnione zakończenie, które w końcu nadało sens całej historii i choć "Hobbity" nigdy nie miały potencjału na przebicie się przez kult LOTRa, to i tak będę je dobrze wspominać.


0 komentarze :

Prześlij komentarz