niedziela, 29 listopada 2015

Reżyseria: Danny Boyle
Scenariusz: Aaron Sorkin
Produkcja: USA (2015)
Czas trwania: 122 min (2 h 2 min)
Gatunek: biograficzny

Obsada:
Michael Fassbender - Steve Jobs
Kate Winslet - Joanna Hoffman
Seth Rogen - Steve Wozniak
Jeff Daniels - John Sculley
Katherine Waterston - Chrisann Brennan

Dwa lata temu pojawił się pierwszy film biograficzny o Stevie Jobsie, który został przez widownię oraz media chłodno przyjęty zarówno przed, jak i po premierze. Świat filmu uznał, że prezes i jednocześnie współzałożyciel firmy Apple zasługuje na kolejną produkcję. Tym razem jednak w prace nad filmem zaangażowano poważną ekipę: reżysera, który dał nam "Trainspotting" i "Slumdoga", małego giganta scenariuszowego Aarona Sorkina i dwójkę niezawodnych aktorów: Kate Winslet i Michaela Fassbendera. "Steve Jobs" to opowieść podzielona na trzy części, snuta za kulisami premier: Macintosha (1984), NeXT (1988) oraz iMaca (1998).

"Steve Jobs" to film, który nie ma reżysera. Danny Boyle nie ma na ekranie charakteru, brakuje mu iskry i tylko chowa się za prawdziwym twórcą tego filmu, Aaronem Sorkinem. Scenarzysta ucieka od szablonowości filmowych biografii, omijając pułapkę rozciągłości czasowej w postaci formuły "od zera do milionera". Ta trójdzielna kompozycja to genialna - choć pozornie łatwa - konwencja, która jest najlepszą wizytówką "Steve'a Jobsa". Zamiast trudnego dzieciństwa, studiów i okresu garażowego, poznajemy Jobsa już jako świadomego swojej pozycji na rynku działacza. Na fabułę składają się wystrzeliwane z ogromną prędkością ilości dialogów i monologów. To właśnie z nich konstruuje się zarys postaci Jobsa, pozbawionego kultu, a ukazanego w świetle własnej megalomanii, manipulacji i bezwzględnego traktowania pracowników. Michael Fassbender w odróżnieniu od Ashtona Kutchera, nie ucieka się do naśladowania Jobsa 1:1 i tworzenia jego karykatury, ale opiera się na emocjach, które pomimo fizycznych braków tworzą sto procent psychicznej części Jobsa. Dopełnieniem charakteru są krążące wokół niego postaci, a w szczególności będąca dla Jobsa lustrem problemów rodzinnych, Joanna (Kate Winslet). Kolejne premiery i rozterki oddzielane są przejściami między taśmami filmowymi: od 16mm, przez 35mm aż po HDV i choć to niezły bajer, byłby istotny chyba najbardziej dla samego Jobsa.

Pomimo tego, że film Boyle'a (Sorkina?) pozbawia iwynalazcę statusu nieskazitelnej legendy i nie chwyta się taniego dydaktyzmu, to nadal można mu...współczuć. Celowa powtarzalność tych samych problemów z tymi samymi osobami przez niemal piętnaście lat ma tylko sprzyjać kształtowaniu filmowego charakteru Jobsa, ale nie wnosi nic nowego do opowiadanej historii. Problem ze "Stevem Jobsem" polega również na tym, że film spisuje się idealnie jako dopełnienie wiedzy o współtwórcy Apple. Przeciętny, przypadkowy widz na sali kinowej może się zmęczyć bombardowaniem go taką ilością słów i do tego zastanawiać się dlaczego Jobsa odwiedzają takie osoby jak Sculley, jak ważny udział w historii ma Wozniak i jakie znaczenie dla świata stanowiły debiutanckie wynalazki. Sorkin i Boyle uwierzyli, że oglądają ich uświadomieni widzowie, którzy - owszem - wrócili z kin zadowoleni. Kątem oka zauważyłam też drugą grupę, która znudzona powoli i sukcesywnie opuszczała salę kinową przed końcem seansu. Widocznie typowa dla Sorkina kameralność w opowiadaniu historii o światowym gigancie nie sprzyjała wszystkim widzom. Czyżby potrzebny był trzeci film o Jobsie?


2 komentarze :

  1. Ciekawe, jak historia spodoba się mnie, bo o tej postaci nie wiem własnie nic... Ale może przyjemnie będzie mi patrzeć na Fassbendera i Winslet.

    Pozdrawiam, Insane ogląda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak obejrzysz, daj znać. Jestem ciekawa Twojej opinii. :)

      Usuń