niedziela, 17 maja 2015


Pierwszy przegląd filmów z 55. edycji Krakowskiego Festiwalu Filmowego w kategorii muzycznej DocFilmMusic. Trzy wybrane tytuły i trzy niesamowite historie, które udowadniają jak silnie przenika się świat filmu ze światem muzyki. 

Bądź na bieżąco:

"Rock'n'roll i Czerwoni Khmerzy"
 (Don't Think I’ve Forgotten: Cambodian Lost Rock n’roll)


Reżyseria: John Pirozzi
Produkcja: USA (2014)
Czas trwania: 107 min (1 h 47 min)
Gatunek: dokumentalny, muzyczny

Swoją przygodę z Krakowskim Festiwalem Filmowym rozpoczęłam od "Rock'n'rolla i Czerwonych Khmerów", który jest dokumentalnym odtworzeniem fragmentu historii Kambodży, kontrastującym roztańczone czasy rock'n'rolla z późniejszą dyktaturą Pol Pota. Na początku rządów Norodoma Sihanouka, umuzycznionego, wspominanego z szacunkiem i uwielbieniem króla, Kambodża wyraźnie cieszyła się jego panowaniem. Muzycy, rodziny legendarnych dla kraju gwiazd, a nawet właściciel ulicznego sklepu muzycznego wypowiadają się w filmie na temat ówczesnej rzeczywistości, którą rządził przybyły z zachodu rock'n'roll. Pod wpływem brzmień Cliffa Richarda i The Shadows, Johnny'ego Hallydaya czy Wilsona Picketta, narodziły się największe gwiazdy kambodżańskiej sceny muzycznej takie jak Ros Serey Sothea, zespół Baksey Cham Krong, Yol Aularong i najważniejszy z nich: Sinn Sisamouth.

Pierwsza połowa tego dokumentu skupia się na ich fenomenie, gatunkowej oryginalności i tworzeniu własnej mikrokultury muzycznej. Warto pamiętać o tym, że John Pirozzi kilka lat zbierał archiwalne materiały i nagrania z rzadkich, trudno dostępnych egzemplarzy winylowych, aby później umieścić je w filmie. Drugą część swojego dokumentu poświęca - zgodnie z tytułem - sytuacji politycznej, czyli krwawemu panowaniu Czerwonych Khmerów. Po rewolucji komunistów w 1975 r. zmieniła się nie tylko władza, ale i swobody obywatelskie. Narzucono nową kulturę, który wypierała "zachodnią zginiliznę", a twórcy wcześniej podziwiani, obecnie niebezpieczni dla tworzonego systemu przez swój wpływ, byli mordowani. Kolejne etapy historii tracą rock'n'rollową energiczność i zamieniają się w coraz mroczniejszy koszmar, wspominany przez osoby silnie związane z tymi wydarzeniami. O ogromie ludobójstwa świadczy nie tylko statystyka, ale bardziej osobiste wypowiedzi wśród tych, którzy jako jedyni przetrwali w swoich rodzinach. Ciężko w ogóle pisać o filmie w innym kontekście niż historyczny, bo to on jest głównym fundamentem "Rock'n'rolla i Czerwonych Khmerów", a filmowa reszta nie ma tutaj większego znaczenia.




"Jeszcze wszystko jest możliwe" 
(The Possibilities Are Endless)


Reżyseria: Edward Lovelace, James Hall
Produkcja: Wielka Brytania (2014)
Czas trwania: 83 min (1 h 23 min)
Gatunek: biograficzny, dokumentalny, muzyczny

Edwyn Collins to muzyk, który na długie lata wpisał się w zakamarkach naszej pamięci chwytliwym - i jedynym, który przyniósł mu popularność - utworem "A Girl Like You". Dokument Lovelace'a i Halla ("Katy Perry: Part of me") stanowczo odbiega od prezentowania dorobku i przeszłości muzyka, a "A Girl Like You" pojawia się na początku filmu tylko jako szybkie, mgliste wspomnienie odległych czasów. Dziesięć lat temu Collins przeżył udar mózgu, który spowodował częściowy paraliż oraz utratę mowy, a "Jeszcze wszystko jest możliwe" zdaje się być jednym ze sposobów na zaakceptowanie tej sytuacji.

Dramatyczność historii nie jest skoncentrowana wokół fizycznych ograniczeń muzyka, ale na intymnych wypowiedziach z offu, które na tle szkockiego wybrzeża unikają narzucania obrazów Collinsa i jego rodziny. W emocjonalny i przytłaczający sposób spokojne głosy zastanawiają się nad rolą wspomnień, poruszają wątki egzystencjalne i stale oscylują w przyswajalnych dawkach codziennych rozmyślań, a nie półtoragodzinnej filozofii. Seans "The possibilities are endless" jest o tyle bolesny, że widz zaplątany w katharsis Collinsa i jego żony, przeczuwa, że ta historia należy do rodziny, a nie jest przeznaczona dla publiczności i dużego ekranu. Ten depresyjny ton przełamuje zapał Edwyna Collinsa do stałego tworzenia, subtelny humor i pozytywne spojrzenie w przyszłość. Po wybudzeniu się muzyk potrafił wypowiedzieć tylko dwie frazy: imię i nazwisko swojej żony oraz "the possibilities are endless", które definiują krótki przekaz tego dokumentu: jeśli jest ktoś dla kogo wciąż chce się żyć, to możliwości są nieograniczone.




"Mister Dynamit James Brown" 
(Mr. Dynamite: The Rise of James Brown)


Reżyseria: Alex Gibney
Produkcja: USA (2014)
Czas trwania: 120 min (2 h)
Gatunek: biograficzny, dokumentalny, muzyczny


Ojciec chrzestny R&B, soula i funku, ogromna charyzma i niewyczerpane źródło energii scenicznej, to nikt inny jak Mr. Dynamite, czyli James Brown. Po fabularnym "Get on Up" ze świetną główną rolą Chadwicka Bosemana, Brown został uhonorowany kolejną, tym razem dokumentalną produkcją. "Mr. Dynamite: The Rise of James Brown" przegrywa ze swoim poprzednikiem przede wszystkim na polu... biograficznym, bo jest tylko zbiorem wybranych wycinków z życia muzyka. Idąc tropem interpretacyjnym tytułu, film powinien przedstawiać jego traumatyczne dzieciństwo, narodziny gwiazdy i drogę na sam szczyt, a nie tylko element królowania na muzycznym tronie. Zresztą nawet ten aspekt nie zostaje do końca wykorzystany, ale zaledwie podkreślony przy despotycznym zachowaniu wobec osób z zespołu, kontrowersyjnemu nastawieniu do kobiet i poparciu Nixona.

Dużo miejsca zarezerwowano dla kwestii segregacji rasowej, omawianiu fenomenu jego zachowania i stylu, a także pewnego rodzaju zabawy wspomnień pracujących z nim osób. W filmie wypowiadają się m.in. Mick Jagger (producent dokumentu Gibneya, jak i "Get on Up"), który bardzo zaangażował się w sprawę Jamesa Browna, menadżer Alan Leeds, perkusista Clyde Stubblefield czy wokalistka Marta High. Na pewno całości dodaje smaku fakt, że wszyscy występujący nie potrafią powstrzymać się od uśmiechu na wspomnienie tej postaci, często także parodiując słynny sposób mówienia muzyka. Jest zabawnie, energicznie, z mnóstwem zdjęć i nagrań oraz odpowiednimi osobami przed kamerą. James Brown na pewno byłby dumny, choć z jego żywiołową i dynamiczną naturą mógłby się w trakcie tych dwóch godzin trochę znudzić.

0 komentarze :

Prześlij komentarz