Scenariusz: Simon Beaufoy, Michael Arndt
Produkcja: USA (2013)
Czas trwania: 146 min (2 h 26 min)
Gatunek: akcja, sci-fi
Obsada:
Jennifer Lawrence - Katniss Everdeen
Josh Hutcherson - Peeta Mellark
Liam Hemsworth - Gale Hawthorne
Woody Harrelson - Haymitch Abernathy
Sam Claflin - Finnick Odair
Gdy tylko książkowa seria "Igrzysk śmierci" Suzanne Collins stała się bestsellerem, zaczęły się o nią upominać wytwórnie filmowe. Ekranizacja pierwszej części trylogii okazała się ogromnym sukcesem i wykreowała świecącą gwiazdę Jennifer Lawrence. Po półtorej roku od premiery na ekranach oglądać możemy drugą odsłonę, "W pierścieniu ognia". Już po trzech dniach wyświetlania film o budżecie 130 mln, zarobił... 161 mln dolarów! Wszystko to za sprawą historii Katniss i Peety, którzy po zwycięstwie w igrzyskach muszą odbyć obowiązkowe Tournee Zwycięzców po państwie Panem. Podczas swoich wizyt zauważą oznaki buntu, do których przyczynili się łamiąc reguły 74. Głodowych Igrzysk.
Obie części utrzymane są na podobnym poziomie i nie da się jednoznacznie określić górowania żadnej z nich. Nie polecam "W pierścieniu ognia" tzw. przypadkowym widzom, którzy nie wyciągną stu procent z filmu nie znając początków historii. Dzieło doskonale wyjaśnia wszystkie wydarzenia, jednak najsmaczniejsze są przecież tajemnicze nawiązania do poprzednika. "W pierścieniu ognia" porusza tematykę buntu wobec systemu, który jest w rzeczywistym świecie bardzo ważny, dlatego bardziej się z tą częścią utożsamiam. Rzadko robię pojedynek "książka vs film", niestety tym razem nie da się ukryć, że pierwsza opcja góruje. Mimo wiernej ekranizacji, film utracił zagadkową otoczkę będąc zbyt dosłownym. Chyba każdy widz w połowie seansu zorientuje się czym pachnie ta mistyfikacja.
"W pierścieniu ognia" zrobiony jest z przepychem. Szczególną uwagę zwraca kiczowata kapitolińska moda. Wymyślne kostiumy, makijaże i fryzury idealnie oddzielają dwa światy i ośrodki, na które podzielone jest Panem. Moją uwagę zwróciły bardzo dopracowane kreacje głównych bohaterów podczas otwarcia Igrzysk, a także słynna sukna ślubna Cinny. Różnorodne kadry - od kolorowych po zimne i ciemne - są zasługą Jo Willems'a, który pracował nad zdjęciami do "Jestem Bogiem" z Bradley'em Cooperem, który jest jedną z moich ulubionych pozycji ostatnich lat. Natomiast pan od muzyki do dwóch pierwszych Batmanów Nolana, "Szóstego zmysłu" czy "Pretty Woman", James Newton Howard po raz kolejny nie zawiódł.
Najbardziej lubię serię "Igrzysk śmierci" za wykreowanie gwiazdy Jennifer Lawrence. Kiedy po premierze jedynki marudziłam nad kolejną Kristen Stewart, nie spodziewałam się jak szybko zmienię o niej zdanie. Lawrence absolutnie porwała mnie w rewelacyjnym "Poradniku pozytywnego myślenia", dlatego obecnie jest jedną z moich ulubionych aktorek młodego pokolenia. Oprócz szerokich umiejętności aktorskich i prawdziwego rozemocjonowania, Jennifer to naprawdę fajna babka, co udowodniła podczas swoich wywiadów i wystąpień publicznych. Josh Hutcherson w roli Peety prezentuje się bardzo przeciętnie i tworzy raczej tło dla Lawrence, ale mimo wszystko wzbudza swojską sympatię. W kreacji Haymitcha świetnie sprawdza się Woody Harrelson, który zawsze bawi mnie odtwarzaniem swoich bohaterów. Liam Hemsworth nie prezentuje się tak dobrze na ekranie jak Sam Claflin wcielający się w rolę Finnicka. Nie zagłębiając się w jego ponadprzeciętną urodę i posturę, bije od niego urok i duma, którą nienagannie odwzorował. Zainteresowanie budzi też ekscentryczna Johanna Mason, czyli Jena Malone.
0 komentarze :
Prześlij komentarz