niedziela, 27 października 2013

Reżyseria: Alfonso Cuaron
Scenariusz: Jonas Cuaron, Alfonso Cuaron
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Czas trwania: 90 min (1 h 30 min)
Gatunek: dramat, sci-fi

Obsada:
Sandra Bullock - Ryan Stone
George Clooney - Matt Kowalsky

 Alfonso Cuaron na koncie ma już reżyserie do "Harry'ego Pottera i więźnia Azkabanu" oraz "Wielkich nadziei". Jego najnowszy film już od początku budził wyjątkowe zainteresowanie mediów. W końcu "Grawitacja" stała się jedną z najbardziej wyczekiwanych premier tej jesieni,
a nawet roku. Film opowiada historię dwóch astronautów, którzy po zniszczeniu ich stacji przez szczątki satelity, zmuszeni będą podjąć walkę o swoje życie
w bezgranicznym kosmosie.



 Jestem bardzo zaintrygowana tematyką filmu i moja fascynacja trwa już dość długi czas. Na "Grawitację" czekałam więc z niecierpliwością. Niestety zamiast prawdziwej uczty filmowej, otrzymałam odgrzewane danie, które niczym nie odróżniało się od poprzednich seansów. Wielki zawód i niedosyt.
 Film poległ tylko i wyłącznie na scenariuszu. Historia rozpoczyna się bez zbędnego ziemskiego wprowadzenia, co jest jedynym przemyślanym zamysłem. Akcja filmu toczy się szybko i zapowiada naprawdę dobre kino, które zabierze nas w prawdziwą podróż w kosmos. Niestety im dalej, tym gorzej. Później natykamy się na typową amerykańską mentalność. Choć reżyser jest Meksykaninem, widocznie dał się wciągnąć w utarte schematy amerykańskiej kinematografii. "Grawitacja" miała ukazać przemianę głównej bohaterki, siłę kobiet i jest w pewnym sensie małym objawem feminizmu. Jako przedstawicielka tej płci - z góry - powinnam zachwycać się filmem. Niestety, maluje się tutaj obraz pechowej kobiety, która nie radzi sobie z życiem i dlatego lata w kosmos. A do tego kompletnie nie zna się na rzeczy. Nie zna się na niczym. Do tego 10% tlenu, który zawarty jest w jej skafandrze upływa po 25 minutach, a ostatki, które jej pozostają wykorzystuje na gadkę o tym co robiłaby w tym czasie na Ziemi. Nie obyło się również bez poświęceń i muszę przyznać, że było to najgorsze użycie tego motywu w filmie. Zupełnie niepotrzebne i ckliwe. Od tej przewidywalnej mieszanki filmowej robi się niedobrze i ma się ochotę wyjść
z kina. I z kosmosu.


 Cuaron znany jest z wizualnych słodkości przyjemnych dla oka. "Grawitacja" to skończone arcydzieło pod względem kadrów i muzyki. W kinie powoduje prawdziwy odlot i wpycha w fotel. Zdjęcia Emmanuela Lubezkiego są niesamowite, szczególnie z perspektyw bohatera, a Oscar to tylko formalność, która po prostu mu się należy. Muzyka Stevena Price'a wspaniale łączy się z kadrami. Price balansuje między spokojnymi i agresywnymi nutami, tworząc odpowiednie aury. Choć filmu nie da się uratować samymi efektami specjalnymi oraz dodatkami, to można ubarwić doznania i sprytnie zatuszować niedoskonałości.


 W obsadzie widnieją tylko dwa nazwiska, ale o jakiej renomie. Główną rolę gra Sandra Bullock, zdobywczyni Oscara za "Wielkiego Mike'a. The Blind Side". Wszyscy zgodnie przewidują ponowną nominację i wychwalają jej umiejętności. Na pewno wykreowanie wszystkich emocji tylko twarzą było bardzo ciężkim oraz wymagającym zadaniem dla aktorki. Niestety mnie nie okłamała i nie wzbudziła mojego zaufania, a tym bardziej zainteresowania. George Clooney za to bardzo swobodnie zachowywał się na ekranie i wprowadził odrobinę atmosfery (sic!). Szkoda tylko że pożałowano mu czasu ekranowego.


 Polecam oglądać tylko w IMAXIE, aby zagwarantować sobie odpowiednie odczucia oraz oszukać swój umysł pod względem oryginalności fabuły. Oby reżyserzy częściej wybierali takie wizje kosmosu i szybko zlikwidowali mój fabularny niesmak. Przeceniłam film, a twórcy nie docenili widza. Czuję się zawiedziona
i oszukana, więc proszę panie Cuaron zostawić kosmos w spokoju.


8 komentarze :

  1. całkowicie zgadzam się z recenzją!

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkowita racja, film jedną wielką klapą!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rowniez czuje się oszukana i zniesmaczona i w pełni się zgadzam!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja dla odmiany pozwolę sobie nie zgodzić się z recenzją, a przynajmniej z częścią dotyczącą zarzutów. "Grawitacja" to widowisko nastawione wyłącznie na zapewnienie widzowi spektakularnych doznań, dlatego też doszukiwanie się w fabule drugiego dna kompletnie mija się z celem. Na pewno jednak Ci, co szukają w filmach niepowtarzalnych, poruszających fabuł miło łechtających ich ego, powinni wybrać się na inny film.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem tkwi tym, że to właśnie reżyser szukał drugiego dna... w kosmosie. Właśnie o to chodziło mi w recenzji: usilnie staranie się o pewien przekaz i - jak to napisałeś - "chęć połechtania ego". W końcowym rozrachunku wychodzi jednak, że jest to film, który mówi o niczym. Może gdyby reżyser zostawił tą patetyczną dramaturgię w spokoju, film zyskałby na ocenie?

      Usuń
    2. O reżyserskich poszukiwaniach drugiego dnia nic nie wiem, być może dlatego, że nie śledziłem materiałów prasowych na ten temat. Jeśli tak było, to faktycznie Cuaron odniósł na tym polu porażkę. Nie rozumiem jednak zarzutu patetycznej dramaturgii. Owszem, film miał wywoływać emocje, niemniej jednak w żadnym momencie z tym nie przeholowano, a sceny temu poświęcone miały służyć pogłębieniu rysów psychologicznych postaci i robiły to dobrze. A teraz spróbuję się odnieść do Twoich zarzutów:

      <<< SPOILERY! >>>

      1. Bohaterka nie jest "osobą, która nie radzi sobie z życiem i dlatego lata w kosmos". Po prostu jest zagubiona po stracie córki; to traumatyczne przeżycie sprawiło, iż rzuciła się w wir pracy. A wyprawa w kosmos jest jej pierwszą i pewnie w zamierzeniach ostatnią, związaną z naukowym projektem, który ona sama nadzoruje.
      2. Główna bohaterka "nie zna się na niczym". I owszem, bo jest tylko pasażerką. Jak to powiedział Matt Kowalski (George Clooney) - "ja jestem kierowcą autobusu, pani jest naukowcem". Doktor Ryan Stone ma do spełnienia misję naukową i zna tylko podstawy astronautyki (tyle, ile potrzeba jej do wypełnienia swoich celów w kosmosie).
      3. Resztki tlenu bohaterka poświęca na "gadkę o tym co robiłaby w tym czasie na Ziemi" - jako osoba niedoświadczona, Stone mogłaby łatwo wpaść w panikę. Rozmowa, w jaką wciąga ją Kowalski, ma odciągnąć jej myśli, dać odpocząć psychice. Zresztą ta scena ma ciekawe drugie dno - to taka swoista randka, zauważ sposób prowadzenia dialogu. Bohaterowie są sami w kosmosie, pomimo grozy sytuacji mają szansę na intymność (a przecież flirtują ze sobą już wcześniej). Nie wiem, jak Ty, ale ja zauważyłem w tej scenie spory romantyzm. Specyficzny, przewrotny, ale jednak romantyzm :)
      4. Poświęcenie "najgorszym motywem"? Nie zwróciłaś uwagi na niuanse. Dla Matta Kowalskiego kosmos to życie. Na Ziemi nic na niego nie czeka, tak naprawdę dobrze się czuje jedynie w przestrzeni kosmicznej. Wie, że po zakończeniu misji i przejściu na emeryturę nie odnajdzie się w "przyziemnej" rzeczywistości. Dla niego śmierć to wybór. Wybór, który przyjmuje ze spokojem i godnością - dlatego jego ostatnie słowa to zachwyt odnośnie wschodu Słońca nad Gangesem.
      5. Przemiana bohaterki - śmierć córki odebrała jej radość z życia, a kolejne traumatyczne przeżycie ma ją nauczyć żyć na nowo, co widać na ekranie. Widać, jak się odradza w niej chęć, aby ponownie stawić czoła wyzwaniom codzienności. Gdzie tu ckliwość? Często człowiek musi "dostać czymś po głowie" aby ocucić się z letargu. I nie chodzi tu wcale o feminizm. Ale o życie.

      <<< KONIEC SPOJLERÓW >>>

      Mam nadzieję, że składnie to wszystko opisałem :) Wciąż jednak twierdzę, że oczekiwałaś filmu bardziej nastawionego na fabułę, poruszającego scenariusza i być może psychoanalizy postaci, ich reakcji na uwięzienie w kosmicznej pustce. Ale wtedy to musiałby być zupełnie inny film.

      Usuń
  5. Ten film to kosmos. To tak jakby czytać książkę i przenosić się w odległe krainy albo słuchać niewiarygodnej historii, która wydarzyła się naprawdę. Drugie dno i parę poprawek uczyniło by z tego arcydzieło.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się całkowicie z Twoją opinią.. "Grawitacja" zawiodła. Motyw z astronautą (jak ktoś woli - astronautką), który w kółko powtarza, że za sterami siedział tylko na stymulatorze i zawsze się rozbijał jest co najmniej dziwny :/
    A takie marne próby wpływania na uczucia widza przyniosły rezultat zupełnie odwrotny od zamierzonego.

    OdpowiedzUsuń