poniedziałek, 15 października 2012

Druga część przygód niezniszczalnych. Tym razem jednak w reżyserii Simona Westa, zamiast Sylvestra Stallone'a (scenarzysty). O ile, jedynka była szczerze mówiąc bardzo przeciętna, to tym razem stworzono naprawdę dobre kino akcji, które zrobiło zadymę roku! Do sukcesu dzieła przyczynili się prawdziwi weterani kina akcji, a od ogromnej ilości testosteronu aż wrze...

Po raz kolejny Church zwołuje ekipę Expendables, tym razem do misji przechwycenia sejfu zanim wpadnie w niepowołane ręce. W skład niezniszczalnych wchodzi Barney Ross, czyli męski, wiecznie ze zdegustowaną miną, która stała się jego symbolem Sylvester Stallone; w kreacji Lee Christmasa z hipnotyzującym głosem Jason Statham. Reszta aktorów wydaje się drugoplanowa, dlatego nie ma się co rozpływać: w roli Yin Yanga - Jet Li, Gunner Jensen - charyzmatyczny Dolph Lundgren, Toll Road - Randy Couture, Paine - Steve Austin, Hale Caesar - znany z reklam Axe, Terry Crews oraz ważny choć epizodyczny wątek Billa czyli przystojnego Liama Hemswortha. Do ekipy dołączyła gościnnie młoda chinka Maggie czyli Nan Yu, która nie wyróżniała się zbytnio, a jej postać nie wprowadziła niczego nowego do serii. W rolę Churcha ponownie wcielił się Bruce Willis, a rolę złego charakteru - Vilaina, o niebo lepiej dobranego i groźniejszego niż w jedynce, świetny Jean Claude Van Damme. W filmie pojawił się także znany ze sławnego powiedzenia ,,Hasta la vista, baby'' Arnold Schwarzenegger, który wykreował postać Trencha. Gościnnie odegrał swój epizod Chuck Norris,  a jego epickiego wejścia nie trzeba komentować.

To co wyróżnia ,,Niezniszczalnych 2'' to dynamiczna choć bez zaskakujących zwrotów akcji intryga, która towarzyszy nam już od pierwszej sceny. Właściwie przyłożono się do efektów specjalnych i zrekompensowano sztuczne wybuchy i akcje z jedynki. Widać, że produkcja została zrobiona z przepychem i nieco większym budżetem niż poprzednio, dlatego robi większe wrażenie. Według mnie, jest to jeden z niewielu filmów akcji, kiedy druga część serii jest lepsza. Dialogi bardzo przeciętne, czasem zabawne z nawiązaniami do słynnych ról aktorów, choćby dialog Schwarzeneggera i Willisa gdzie pada znane ,,Yippee ki yay'' ze ,,Szklanej pułapki''. Motywem przewodnim całego filmu jest stwierdzenie: ,,Track them, found them, kill them'', które wydało mi się na tyle przekonujące i wiarygodne, że przewijałam tę kwestię Stallone'a kilka razy. Podobał mi się również dystans aktorów do siebie oraz swoich słynnych kreacji.

Produkcja nie sprawdza się w żadnym stopniu jako kino artystyczne, ale bardziej jako niezobowiązujące kino rozrywkowe. Swoim wykonaniem przypomina trochę filmy akcji z lat '90, dlatego ci, którzy nie zauważyli takiego podobieństwa mogą ocenić obraz znacznie niżej niż ja. Podczas seansu panuje świetny klimat a nasze twarze rozświetla szeroki uśmiech widząc naszych ulubionych aktorów kina akcji razem na ekranie. Podsumowaniem tego będzie cytat z końcówki filmu, kiedy Stallone mówi, że samolot nadaje się do muzeum a Arnold odpowiada z rozbawieniem ,,Tak samo jak i my...''. Starzejące się już maszyny do zabijania wydawałoby się, że pójdą w odstawkę, ale tym dziełem pokazali młodemu pokoleniu, że o legendach się nie zapomina, przypomnieli o sobie w swoim stylu, jakby mówiąc ,,Yippee ki yay motherfuckers''!


2 komentarze :

  1. Szczerze mówiąc po prostu Genialnie!! : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się bardzo recenzja, widać że starannie napisana i dopracowana.

    OdpowiedzUsuń