piątek, 27 lipca 2012

Rok 2091: załoga Prometeusza wyrusza w podróż na planetę LV 223, aby szukać odpowiedzi na najważniejsze pytania ludzkości: skąd pochodzimy i dlaczego nas stworzono...

"Prometeusz" to film, który podzielił fanów serii o "Obcym". Jedni są zachwyceni głębokim przekazem, a drudzy zażenowani nielogicznymi treściami w obrazie. O czym tak naprawdę opowiada "Prometeusz"? O grupie widocznie niezorganizowanych, nielubiących się i mało doświadczonych ludzi, którzy po przeanalizowaniu ziemskich odkryć, zauważają, że we wszystkich kulturach objawiają się te same symbole i wyglądają na zaproszenie. Wtedy firma, która w podróż zainwestowała bilion dolarów zabiera odkrywców na planetę LV 223. Tam następują odkrycia związane z życiem pozaziemskim i warunkami sprzyjającymi do egzystowania ludzi. W trakcie misji jednak nie wszystko idzie zgodnie z planem, a inżynierowie nie są takimi, za jakich ich pierwotnie uważano. 

Zakończenie bardzo dosadnie dało do zrozumienia, że kontynuacja to tylko kwestia czasu. Tak można w skrócie opisać "Prometeusza", ale to nie scenariusz, a magiczny i mroczny klimat zyskały u mnie tak pozytywne opinie. Cytując tutaj Raczka, ten film trzeba obejrzeć w kinie. "Prometeusz" wywołuje dreszcze, kiedy niesamowite nagłośnienie aż trzęsie krzesłami na sali, a widz ciałem i umysłem znajduje się na planecie i wraz z bohaterami odkrywa obcą cywilizację. W filmie można też dostrzec kilka błędów czy niedomówień. Przykładem może być Shaw, która podczas burzy potrafiła utrzymać się na powierzchni, kiedy wiatr był tak mocny, że porwał łazik. Zirytowała mnie sytuacja, w której kapitan statku zignorował wyraźne sygnały niebezpieczeństwa. Nie mogę uwierzyć, że na misję, która miała odpowiedzieć na najważniejsze pytania ludzkości wysłano tak niezdyscyplinowanych ludzi. Inna dość dziwna scena, w której kobieta przechodzi operację, a na koniec zostaje "zamknięta" zszywkami. Bardzo rozśmieszyły mnie sceny, w których bohaterowie chodzą w japonkach na statku. Nie jest to może nic dziwnego, ale ubiór w ogóle nie współgrał z obuwiem. Może był to po prostu żart ze strony twórcy kostiumów. Jako ciekawostkę mogę dodać, żę główny inżynier występujący na początku filmu skojarzył mi się z teledysku Katy Perry do piosenki "E.T". Nie tyle skojarzył, co był uderzająco podobny.

Obsada podzieliła mnie w ich wspólnej ocenie. Szczególnie namieszała mi Noomi Rapace jako Shaw, która nie należy do grona lubianych przeze mnie aktorek, ze względu na drętwy sposób gry-nie gry. Charlize Theron spisała się bardzo dobrze, a jej uroda wpasowała się w charakter stanowczej Vickers. Michael Fassbender podołał roli Davida, dając jak zwykle popis umiejętności aktorskich. Do mocnych aspektów "Prometeusza" należy muzyka, szczególnie w scenach, w których napięcie sięga zenitu. Podsumowując, "Prometeusz" jest niezłą genezą serii o "Obcym". Może poruszony jest inny wątek, w odmienny sposób, ale ciekawie się to zgrywa i śmiało stwierdzam, że "Prometeusz" dodał kultowej serii nowego, świeżego poglądu i stworzył z rozrywkowego sci-fi całkiem niegłupią historię.



4 komentarze :

  1. W pełni się zgadzam z recenzją, po prostu świetna. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Również popieram kolegę wyżej, ale dzięki Pani recenzji nie przeszłam obok tego filmu obojętnie tylko wybrałam się do kina i naprawdę nie żałuję. Świetna recenzja

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyśmienita recenzja, naprawdę podziwiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedna z lepszych recenzja jaką czytałam. :)

    OdpowiedzUsuń