niedziela, 20 września 2015

Reżyseria: Gaspar Noé
Scenariusz: Gaspar Noé
Produkcja: Belgia, Francja (2015)
Czas trwania: 130 min (2 h 10 min)
Gatunek: erotyczny, dramat

Obsada:
Karl Glusman - Murphy
Aomi Muyock - Electra
Klara Kristin - Omi
Juan Saavedra - Julio
Gaspar Noé - Noé


2013 rok otworzył puszkę Pandory prowokującą do gorących dyskusji na temat coraz śmielszych scen erotycznych wyświetlanych na dużym ekranie. Do tego przyczynili się głównie Abdellatif Kechiche z bardzo intymnym (nie tylko dosłownie, ale i ze względu na bliskie ujęcia twarzy powodujące emocjonalną intymność) "Życiem Adeli" oraz pierwszorzędny, duński prowokator Lars von Trier z obiema częściami swojej "Nimfomanki". Współczesny tryptyk erotyczny zamyka "Love" Gaspara Noégo. O ile w niektórych środowiskach pierwszy z nich wybronił się subtelnością, a drugi bulwersującą dosłownością, to trzeci z nich opiera się już od wielu lat na wywołujących skandale wizjach i znikomych strzępach fabularnych.

Gęsty, senny, seksualny i narkotyczny klimat "Wkraczając w pustkę" nadal utrzymuje się w wyobraźni Gaspara Noégo. To tak, jakby po sześciu latach jego własny high znów dostać na talerzu: po raz kolejny w centrum opowieści jest młody, włóczący się bez celu mężczyzna, na dodatek ekstremalnie egoistyczny i romantyczny, który większą część swojego czasu spędza na uprawianiu seksu. Noé przyznaje, że "Love" to parodystyczne rozliczenie z własną przeszłością i jednocześnie alter-ego w krzywym zwierciadle. W trakcie seansu łatwo można wyłapać te odniesienia (amerykański reżyser w Paryżu próbuje nakręcić film o... miłości czy Noé jako właściciel galerii sztuki), ale poza owymi smaczkami, brak tutaj jakiejkolwiek fabuły. O ile w pierwszej połowie filmu erotyka w odpowiednim tempie łączy się z aurą słodkiej retrospekcji do płomiennego romansu z Electrą i gorzkiej teraźniejszości, o tyle w drugiej połowie "Love" gubi wątek oraz tworzony klimat i zanudza scenami erotycznymi. Czego w ogóle można się spodziewać po scenariuszu, który liczył aż siedem stron? Długich scen. Długich scen seksu.


Noé broni się z "Love" przede wszystkim genialnie nakręconymi (jako ciekawostkę: niesymulowanymi) scenami erotycznymi. Choć swoje zadanie traktuje bardzo realistycznie i dosłownie, unika epatowaniem tandetną wulgarnością czy lubianym przez media określeniem odnośnie tego filmu: obsceniczną pornografią (Rywalizacja o penisa to główny powód, przez który mój film określany jest mianem pornografii. Zazdrość o penisa może przyjąć potężne rozmiary - i w kinie, i w życiu. - komentuje filozoficznie Noé). Reżyser pozostaje zmysłowy, a w każdym odbywanym na ekranie stosunku szuka jakiejś iskry, często wyobrażonej, miłości. Poza tym doskonale bawi się perspektywą (o tym "żarcie" Noégo, czyli wytrysku w 3D nie wspominajmy) i światłem, szczególnie odcieniami intensywnej czerwieni, przy klimatycznych dźwiękach gitary w "Maggot Brain" Funkadelic.

"Love" już w zamiarze był filmem bardzo odważnym, dlatego Monica Bellucci i Vincent Cassel odmówili reżyserowi swojego udziału kilka lat temu. Do sztucznej otoczki seksualnego skandalu na dużym ekranie przyczyniły się krzykliwe nagłówki, a Noé stał się dowcipny jak nigdy wcześniej i wykorzystał to jako reklamę celowymi prowokacjami. "Love" nie jest filmem, który przekracza granice we współczesnym kinie, bo ukazywanie nagości i fizyczności z taką dosłownością nie robi już na nikim wrażenia (premiera filmu na festiwalu w Cannes? Nie ma problemu). Noé zaspokoił w końcu swoje artystyczne, długo odkładane potrzeby, ale nie da się zatrzeć wrażenia, że poza wyczuwalną autoparodią pojawiają się momenty, w których "Love" niezamierzenie się ośmiesza. W jednej ze scen główny bohater mówi z pełną powagą: „Marzę o tym, by zrobić film, w którym sentymentalna miłość łączy się z pasją", zamiast tego mamy film o zupełnie odwrotnym znaczeniu, w którym sentymentalna miłość do seksu łączy się z pasją do seksu.


0 komentarze :

Prześlij komentarz