sobota, 20 września 2014

Reżyseria: Jan Komasa
Scenariusz: Jan Komasa
Produkcja: Polska (2014)
Czas trwania: 130 min (2 h 10 min)
Gatunek: dramat, wojenny

Obsada:
Józef Pawłowski - Stefan
Zofia Wichłacz - Alicja "Biedronka"
Anna Próchniak - Kama
Antoni Królikowski - "Beksa"
Tomasz Schuchardt - "Kobra"


"Miasto 44" jest za "Powstaniem Warszawskim" drugim, polskim filmem w tym roku opierającym się na sierpniu 1944. Wcześniejszy z nich miał formę filmu dokumentalizowanego, powstałego z istniejących już materiałów, natomiast nowszy traktuje Powstanie Warszawskie jako tło historyczne dla "miłości w czasach apokalipsy". Punktem łączącym oba dzieła jest Jan Komasa, reżyser głośnej (i spóźnionej, dlatego źle przyjętej) "Sali samobójców", która wprowadziła jednak świeży powiew oryginalności do polskiego kina. Reżyser poprzednio był pomysłodawcą filmu, a teraz z rozmachem podejmuje się fabularnego dramatu o ważnym punkcie w historii drugiej wojny światowej.

Dziesięć odrębnych ekip budujących dekoracje, tysiące ton gruzu, ponad trzy tysiące statystów, siedemdziesiąt jeden kilometrów taśmy filmowej, tylko po to, żeby uwiarygodnić historię o miłości. Liczby i rozmach są niezwykle imponujące, ale stanowi to tylko margines opowieści, mający zaledwie oprawić, przyozdobić rzeczywistość. Pierwszym planem są przecież uczucia młodych, zakochanych i walczących - notabene nie wiedzących, nie ukazujących nawet za co. Całość opiera się na trójkącie miłosnym między dbającym o rodzinę Stefanem (Józef Pawłowski), nieśmiałą i zagubioną Alicją (Zofia Wichłacz) oraz pewną siebie Kamą (Anna Próchniak). Zdaje się, że ten zaplątany kłębek miłości szuka ujścia w niewłaściwych miejscach, pełnych irracjonalnych zachowań, które zamiast budować uczucie, rozciągają je do granic możliwości. Ucierpiał na tym efekt napięcia emocjonalnego z czarnej rzeczywistości, poczucia beznadziei, krzyków cierpiących rodzin i dwóch, stale mijających się zakochanych. Komasa zyskałby, gdyby zrezygnował z wygładzania tragedii i uczynił swój obraz mocniejszym, bardziej brutalnym w odbiorze.

Twórcy wraz z trendem, który pojawił się już w "Kamieniach na szaniec" Roberta Glińskiego, celowo uwspółcześniają bohaterów nie tylko pod względem zewnętrznego look-u, wygolonych i opalonych torsów, pięknych twarzy, idealnie przystrzyżonych, ułożonych fryzur, ale także stylu bycia. Jednocześnie pomijają istotną cechę: osobowość bohaterów, ich zarys psychologiczny, który do końca filmu pozostaje nieodgadniony. Jedyną przedstawioną postacią jest Stefan, odgrywany przez Józefa Pawłowskiego, który mimo wspaniałej rodziny i historii, w trakcie kreowania kolejnych obrazów wewnętrznej metamorfozy raczej bawi groźnymi minami niż dojrzewa na oczach kamery. Kobieca część obsady prezentuje się równie słabo, ze względu na brak naturalności, wymuszone lub przedwczesne reakcje swoich ciał i twarzy. Najlepiej zaprezentował się za to Tomasz Schuchardt w roli Kobry, który przyciąga stanowczością i charyzmą wojskowego.


Komasa udowodnił już w "Sali samobójców", że lubi eksperymentować z obrazem i szuka coraz ciekawszych sposobów jego przetwarzania. To, co w "Sali..." robiło wrażenie, tutaj jednak odbiega od ogólnej formy filmu i zakłóca jego przebieg. Omijanie kul, pocałunki i erotyczne uniesienia w slow motion starają się przywołać zachodnie klimaty, ale raczej w kiczowatym stylu. Pozostałe zdjęcia, sceny à la gore w kanałach, czyli ukłony w stronę Wajdy, bolesny chłód szpitala i ujęcia w piwnicach rekompensują tandetne chwyty. Zróżnicowana jest także użyta w filmie muzyka, bo w tle słychać Czesława Niemena z "Dziwny jest ten świat", a później krótką, dubstepową wstawkę.

Jan Komasa buduje rzeczywistość odległą od historycznych wyobrażeń, kreując świat marzycielski, romantyczny, aby trafić swą formą do młodej widowni. Zaczyna tworzyć jakby nową tendencję w kinie młodych, której najlepszym określeniem byłby... prehipsteryzm filmowy. "Miasto 44" miało wstrzymać dyskusje o sensie wybuchu Powstania Warszawskiego, a okazuje się, że zaczyna spory w innym jego kontekście. Równie dobrze ta historia mogła się toczyć w neonowym świetle nocy w wielkim mieście, a nie w trakcie tak tragicznego wydarzenia jakim było powstanie w sierpniu 1944 roku. "Miasto 44" to tak naprawdę Miasto 2014, które potrzebowało po prostu nowych okoliczności, aby wybronić banalną historię młodego związku.


3 komentarze :

  1. Świetna recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam dzisiaj sporo recenzji "Miasta 44" i coraz bardziej czuję się odosobniona w swoim podziwie dla tego obrazu. Oczywiście zawsze szanuję wszystkie wypowiedzi i opinie innych osób, a zwłaszcza te niezgodne z moimi sprawiają, że dyskusje o kinie są takie ciekawe. Jednak, trudno czytać tę wszechogarniającą krytykę Komasy.
    We mnie film wzbudził bardzo silne emocje - tak silne, jakich już dawno nie odczuwałam w kinie. Szanuję i jestem pełna podziwu dla wieloletniej pracy całej ekipy filmowej. Poza tym, jestem dumna, że w Polsce mogą powstawać tak doskonałe technicznie filmy z udziałem młodych, zdolnych aktorów. Moim zdaniem obsada jest naprawdę bardzo dobra, a aktorzy grali nie tylko słowem, ale przede wszystkim ciałem, mimiką, spojrzeniem.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastawiałam się bardzo pozytywnie na ten seans, ale cała praca, którą włożono na realizację okazała się... zbędna. Fascynacje Komasy komiksami i zachodnią kulturą zbyt mocno dały się po prostu we znaki. Nie będę stawać w obronie filmu tylko dlatego, że wnosi (ściąga z zachodu i modyfikuje) coś świeżego do polskiego kina, bo to zdecydowanie za mało. Nie ukrywam, że się zawiodłam, ale poczynania Jana Komasy nadal będę pilnie śledzić. Mam przeczucie, że to diament, ale jeszcze nie do końca oszlifowany. :)
      Pozdrawiam.

      Usuń