sobota, 28 grudnia 2013

Reżyseria: Peter Jackson
Scenariusz: Guillermo del Toro, Peter Jackson, Fran Walsh, Philippa Boyens
Produkcja: USA, Nowa Zelandia (2013)
Czas trwania: 161 min (2 h 41 min)
Gatunek: fantasy, przygodowy

Obsada:
Martin Freeman - Bilbo Baggins
Richard Armitage - Thorin Dębowa Tarcza
Ian McKellen - Gandalf Szary
Evangeline Lilly - Tauriel
Orlando Bloom - Legolas
Aidan Turner - Kili

Ekranizacji "Hobbita" ciąg dalszy. Po pierwszej części "Niezwykłej podróży", która zgromadziła w salach kinowych w Polsce ponad 2 miliony widzów, Peter Jackson kontynuuje swoją osobistą podróż po świecie Śródziemia. Odkąd w kinach na całym świecie pojawiło się "Pustkowie Smauga" niezaprzeczalnie rządzi we wszystkich rankingach. Poza granicami USA druga odsłona "Hobbita" zarobiła już 276 mln dolarów, a kwota ta będzie powoli, ale sukcesywnie wzrastać, ponieważ obraz pojawi się w chińskich i japońskich kinach dopiero końcem lutego. Przedostatnia część wędrówki Bilbo Bagginsa i 13 krasnoludów z Thorinem na czele, opowiada o ich kolejnych przygodach w trakcie podróży do Samotnej Góry. Bohaterowie będą musieli zmierzyć się ze smokiem Smaugiem, odebrać mu bogactwo, które ukradł oraz Erebor, niegdysiejsze Królestwo Krasnoludów.


Po seansie drugiej części "Hobbita" czuję się identycznie jak rok wcześniej na "Niezwykłej podróży". Czy to jest jakieś déjà vu?! Przepełniają mnie te same emocje - podziw i rozczarowanie, przesyt i niedosyt. Co za tym stoi? Na pewno mam za złe Peterowi Jacksonowi dzielenie i ucinanie "Hobbitów". Doskonale rozumiem wymuszenia producentów jak i perfekcjonizm reżysera, ale ciągle mam wrażenie, że te zakończenia rzutują na cały film oraz jego końcową ocenę. Apetyt na "Pustkowie Smauga" rósł wraz z co dwuminutową reklamą w TV, kolejnymi wzmiankami o kolosalnym budżecie oraz przypomnieniach o kulcie trylogii LOTRa. Druga odsłona na pewno trzyma poziom, któremu inne produkcje nawet nie dorównują. Wszystko to dzięki dbaniu o detale.


U Jacksona pierwszy plan jest równie ważny co następne w kolejności, nie wykluczając przy tym tła. Rozmach, doskonałość wysypuje się i wylewa z ekranu. Wszystkie scenerie są dopracowane, a krajobrazy Nowej Zelandii zapierają dech w piersiach. Zawdzięczamy to Andrew Lesniemu, który współpracował z Jacksonem przy słynnej trylogii, dlatego na jego koncie widnieje Oscar. Zadbano także o idealne odwzorowanie miast, zamków i domów poprzez odpowiednią architekturę. Największą uwagę skupia jednak charakteryzacja, która jest właściwie... niewidoczna. Wszyscy bohaterowie są tworzeni w bardzo naturalny sposób i dałabym głowę, że są prawdziwi. Tuż za wyglądem fizycznym moim ulubionym aspektem są kostiumy. Odrzucające, stare, znoszone i brudne, czyli uzyskano zamierzony efekt, a więc jest perfekcyjnie. Batalistyczne brzmienia Howarda Shore'a dopełniają mroczny klimat i aurę dzieła.


Obsada aktorska to sama śmietanka kina, która świetnie kontynuowała grę swoich postaci, dlatego jest to doskonały dowód na oddane przybranie roli. Nasze oczy wodzone są głównie za włamywaczem, w którego wciela się Martin Freeman. Absolutnie uwielbiam go w tej kreacji i przekonuje mnie bardziej niż Elijah Wood jako słynny Frodo. Potężnego władcę i przywódcę wyprawy, Thorina odgrywa charyzmatyczny i magnetyzujący Richard Armitage. Ian McKellen idealnie wpasowuje się w postać Gandalfa już od ponad 10 lat. Nieco podrasowany komputerowo wydaje się być Legolas, któremu Orlando Bloom nadał oprawy. Zbyt duży makijaż czy słaba przeróbka? W każdym razie jest to jedyna twarz, która prezentuje się tak nienaturalnie. Na ekranie zachwyca za to Evangeline Lilly jako elfka Tauriel. Mowa ciała aktorki jest wprost bajeczna. Elektryzujący jest także trójkąt Legolas-Tauriel-Kili, który delikatnie wprowadza wątek miłosny do trylogii. Najbardziej interesującym punktem obsady jest jednak Benedict Cumberbatch, który wcielił się w... Smauga. Aktor dzięki technice Motion Capture użyczył smokowi głosu i nagrał jego ruchy. Jego mowa zrobiła na mnie ogromne wrażenie, szczególnie moment w zwiastunie, w którym pada mroczne "Come now, don't be shy". Cumberbatch nazywa Smauga smokiem-psychopatą, który manipuluje Bagginsem, aby zwrócił się przeciwko swoim kompanom.


Recenzja najnowszego "Hobbita" nie może być negatywna, ponieważ ogrom pracy, który został włożony, aby dzieło mogło powstać nie może zostać niedoceniony. Kiedy Jackson rozpoczął ekranizację "Hobbita, czyli tam i z powrotem" wiedział już, że musi zrobić film doskonały, który będzie pamiętany przez lata. Ciężko jest ocenić każdą z części przygód osobno, ponieważ jest to jedna, wielka historia, a recenzja ułamka z niej wydaje mi się niekompletna. Trylogię "Hobbita" docenimy i ocenimy dopiero latem przyszłego roku jako całość. Na razie pozostaję w ogromnym niedosycie, wiercę się w krześle na myśl o kolejnym seansie, który musi być dziełem genialnym, aby zamknąć historię w wielkim stylu. Druga część tylko dla tych, którzy nie przywiązują się emocjonalnie do filmów i będą w stanie znieść kolejną (prawie) roczną rozłąkę z bohaterami Śródziemia.

1 komentarze :

  1. Świetnie napisana recenzja równie ciekawa jak film polecam.

    OdpowiedzUsuń